Podobnie jak w przypadku muzyki rockowej, tak i w przypadku punka mamy do czynienia z częstym łączeniem tej stylistyki z folkiem. Otrzymaliśmy również gatunek zwany punkfolkiem. Jego ramy są jednak niezbyt wyraźnie określone, z jednej strony łatwo zaakceptować bałaganiarską muzykę The Pogues, czy nagrania Levellersów jako połączenie muzyki folkowej z punkiem, z drugiej zaś mianem punkfolkowej określano np. debiutancki album Spirit of the West, ostry pod względem tekstowym, ale zupełnie akustyczny.
Na początku lat 90-tych spotkałem się z teorią jednego z socjologów badających fenomen festiwalu w Jarocinie, która dawała do zrozumienia, że taniec pogo związany z muzyką punk to nic innego jak współczesna odmiana rytualnych tańców plemiennych. Głównie chodziło tu o specyficzny trans i poczucie ekstazy związane z grupową zabawą. Nie wiem jak wiele prawdy jest w tej teorii, potwierdza ją jednak popularność na scenie punk muzyki reggae (zwłaszcza roots). Transowe rytmy bliskie są jak się okazuje punkowej publiczności.
W przypadku folka, to powiązań można szukać gdzie indziej. Tradycja folkowej ballady robotniczej ma na Wyspach Brytyjskich (nie tylko oczywiście) głębokie tradycje. Dlatego też subkultura wywodząca się z środowisk proletariackich stała się w pewnym sensie spadkobiercami Ewana McColla czy Pete’a Seegera.
Związki muzyki punk z folkiem sięgają niemal początków tego stylu. Już zespół The Clash sięgał do muzyki tradycyjnej (utwór „English Civil War” ma linię melodyczną z „Whem Johnny Come Marching Home, a ich własny utwór „Loose Your Skin” – z gościnnym udziałem nieznanej mi wokalistki ma folkowy – wręcz pubowy – charakter). Z reszta Joe Stummer został po latach producentem i przez krótki czas wokalistą The Pogues.
Jednak w przypadku punk rocka na niewiele zda nam się chronologia. Wiadomo że muzyka ta pozostaje w dość głębokim undergroundzie, niekiedy tylko wychylając się na zewnątrz. Nie zmieniła się wiele od czasów gdy zespół Sex Pistols wydał płytę „Never Mind The Ballocks”. Dlatego pozostanę raczej przy zespołach i ich nagraniach, nie przejmując się zbytnio przeskokami czasowymi.
Zacznijmy od najbardziej celtyckiej z punkowych kapel. Chodzi mi o bostoński zespół Dropkick Murphys. Zespół gra radosnego punkrocka i oi, ale sporą część ich repertuaru to piosenki irlandzkie i szkockie. Można sobie posłuchać skocznych, radosnych wersji „Finnegan’s Wake”, czy innych standardów folkowych. W instrumentarium poza gitarami i zwykła rockową sekcją rytmiczną mają chłopaki skrzypki czasem dudy. Mocną stroną zespołu są covery, grają utwory zarówno The Clash, Cock Sparrer, jak i The Pogues. Nagrali również utwór („Vengeance” z repertuaru The Nips) z gościnnym udziałem Shane’a MacGowana’a. Podobno koncerty grupy są niesamowite.
Zespołem, który bardzo kojarzy się z Myrphysami najbardziej, to The Real Mackenzies. Największe wrażenia robią nagrania koncertowe. Punk-folkowy czad z dudami, kawałki takie ja „Loch Lomond” czy „My Bonnie” nabierają zupełnie innego wyrazu. To naprawdę świetna muzyka, pod warunkiem że nasze uszy są w stanie znieść jazgot ich gitar.
Oba zespoły mimo iż pochodzą Zza Wielkiej Wody dumnie obnoszą się ze swoją celtyckością, MacKenzies biegają często podczas występów w kiltach. To dość charakterystyczne dla irlandzkich i szkockich środowisk emigranckich, są nawet bardziej celtyccy od swych kuzynów z Zielonej Wyspy i Górzystej Krainy. Ale nie o poetyckich metaforach ma być ten artykuł.
Scena londyńska, która wydała choćby taki zespół jak The Pogues, może poszczycić się także mniej znanymi zespołami. Ze sceny punkfolkowej wywodzi się grupa Under The Gun. Wbrew pozorom jest ona w Polsce dość dobrze znana, kilkakrotnie grali u nas koncerty, ich wydawnictwa są do nabycia na niemal każdym stoisku z muzyką punkową (mowa o wydawnictwach niezależnych). Zespół przechodził spore perturbacje ze składem i w rezultacie powstała na jego bazie grupa Tofu Love Frogs, która z tego co wiem nie pała sympatią do Under The Gun. Tofu również grali w Polsce i przyznam że są bardziej folkowi od UTG. Ostatnie występy Tofu pokazywano nawet w telewizyjnej Dwójce (razem z Deaf Sheppard i jakimś naszym zespołem góralskim, ale głowy nie dam czy Trebunie-Tutki). Tak czy owak – polecam obie grupy, w przypadku UTG zwłaszcza utwór „Sons of Witches”.
Nie tylko Amerykanie i Brytyjczycy kombinują z kolaboracją w dziedzinie punka i folka. Szwedzi z Tequila Girls również radzą sobie świetnie. Zespół ma na koncie (a jakże!) trasy po Polsce i kilka zapowiedzianych koncertów w Słupsku, z których żaden się nie odbył. Dlatego też swoją koncertową płytkę nazwali po prostu „Slupsk”. Wydane w Polsce na kasecie pierwsze demo zespołu to najbardziej folkowa z ich pozycji. Zawiera m.in. „Raggle Taggle Gypsy”. W ogóle całość bardzo kojarzy się z The Levellers. Mówię o stylistyce, nie jakiejś dosłownej inspiracji. Ostatnia płyta – „Mind Tripper” jest bardziej rockowa, lecz utwory nie zatraciły charakterystycznego dla Tequilli folkowego smaczku.
Brytyjczykami, przynajmniej z narodowości są członkowie The Ukrainians. Wcześniej część z nich grała w Wedding Present, jednak Peter Solovka zorientował się, że jego nazwisko różni się trochę od innych brytyjskich nazwisk. Odkrył muzykę i kulturę Ukrainy (i Rosji) i przełożył ją na język muzyki. Na koncert w Kijowie przyszło więcej osób niż na Michaela Jakcsona. Kiedy grali w gdańskiej „Kwadratowej” omal nie dostałem odwodnienia organizmu (z powodu szaleństw pod sceną, choć wentylacja w tym klubie to zupełnie inna sprawa). Ogólnie muzyka bardzo energetyczna, lub nostalgiczna zależnie do utworu. Zespół obecnie praktycznie nie istnieje, choć ukazało się ostatnio wydawnictwo koncertowe, ma ono charakter przekrojowy.
No i w końcu czas na Francuzów z Louis Attaque. Z mieszanką awangardowego rocka, folka i punkowej werwy wdarli się na francuskie listy przebojów. Nie siedzieli tam zbyt długo, lecz na tyle, by można było zwrócić uwagę na ciekawą muzę jaką prezentują. O samym zespole wiadomo mi na razie niewiele, ale pewnie jeszcze coś o nim pojawi się kiedyś na tych stronach. Aha, jeden z ich utworów wykonuje polski zespół The Bumpers.
Co do polskich zespołów, to schedę po The Pogues dzierżą na pewno The Bumpers i Jak Wolność To Wolność, oraz w pewnym stopniu formacja Szwagierkolaska. Jednaj w środowisku punkowym też czają się zespoły sięgające w stronę folka. Podejrzewam że pierwszą taką próbą był utwór „Woda Woda Woda” grupy Sex Bomba inspirowany przez „Podmoskiewskije Wiecziera”. Dziś mamy więcej takich grup, zwłaszcza związane ze sceną pilską zespoły Alians, Świat Czarownic, INRI czy Globtroter. Kilka innych wykorzystuje elementy folkowe sporadycznie, jak np. Pidżama Porno („Do nieba wzięci”) czy Kremlowskie Kuranty.
Niektóre z zespołów punkowo – folkowych zasługują na szersze omówienie, dlatego też powrócę do nich przy okazji pisania kolejnych odcinków „Folkowych Dróg”.
Kategoria: Artykuły (Page 3 of 4)
Shantalla to zespół z rezydujący w Belgii, grający muzykę celtycką. Spotkali się w nim muzycy z Irlandii i Szkocji przyebywający z różnych powodów na kontynencie.
Pytanie: Przedstawcie wasz iroszkocki skład.
Odpowiedź: W kolejności w jakiej stoimy na scenie od prawej:
Joe Hennon (gitara)
Helen Flaherty (wokal, bodhran)
Michael Horgan (uilleann pipes, flet, whistles)
Gerry Murray (akordeon, bouzouki, whistles)
Kieran Fahy (skrzypce)
Gerry i Michael grają tradycyjną muzykę od wczesnych lat, Kieran doszedł do niej przez muzykę klasyczną. Joe był muzykiem rockowym, a Helen śpiewała różne rzeczy, od popu i rocka po folk. Helen jest Szkotką, pozostali to Irlandczycy.
P: Jak to sięstało, że założyliście kapelę właśnie w Belgii ?
O: Mieliśmy szczęście ! Wszyscy zdecydowaliśmy się na życie w Belgii, z różnych powodów i odnaleźliśmy się poprzez muzyczne sesje, na których graliśmy z innymi ludźmi. Mieliśmy szczęście że pięcioro ludzi o podobnych zdolnościach i pasji do tradycyjnej muzyki znalazło się w tym samym miejscu w tym samym czasie .
P: Czy trudno gra się tradycyjną muzykę irlandzką z dala od Szmaragrowej Wyspy ?
O: Niekiedy łatwo. Jest wielkie zapotrzebowanie na muzykę irlandzką w Europie, dostajemy więcej ofert niż możemy przyjąć. Czasami jednak stanowi to problem. Niektórzy promotorzy uważają, że jeśli nie mieszkasz w Irlandii to nie jesteś autentyczny i nie możesz być zbyt dobry. Mamy nadzieję zmienić ich nastawienie, w wielu krajach jesteśmy już przyjmowani na naszych własnych warunkach. Gramy tutaj, jednak odczuwamy brak tej dynamicznej sceny w Irlandii, gdzie jest dużo wspaniałych muzyków, włączając w to całe nowe, młode pokolenie, które właśnie przychodzi. Zawsze próbujemy grać na kilku sesjach ilekroć jedziemy do domu.
P: Jak kształtuje się scena folkowa w Belgii, czy jest warta uwagi i czy możecie polecić jakieś zespoły ?
O: Scena folkowa jest tu w dobrej kondycji. Jest wiele nowych zespołów, a publiczność chce słuchać najróżniejszych styli muzycznych. Jest wiele koncertów i okazji do grania folka i world music. Z „najgorętszych” grup możemy wymienić Ambrozijn i Lais.
P: Wielokrotnie porównywano was do The Bothy Band. Czy nie bywa to irytujące ?
O: Cóż, to wielki komplement, gdy jest się porównanym do The Bothy Band, ponieważ dla wielu osób, w tym i dla nas, jest to najlepszy irlandzki band wszechczasów. Jednak uważamy, że może być to nieco mylące. Nie chcemy, aby ludzie kupowali nasze płyty by usłyszeć „The Bothy Band Part Two”. Wolimy być oceniani według włąsnych dokonań. Mamy swoje brzmienie, w którym ważną rolę gra akordeon, również Helen śpiewa bardzo różnie od Triony Ni Domhnaill. Nie próbujemy brzmieć podobnie, ani imitować The Bothy Band, jednak wielu recenzentów zwraca uwagę na podobną pasję i dramaturgię w naszej muzyce. To znów jest dla nas wielkim komplementem. Będziemy szczęśliwi, jeśli za 20 lat ludzie będą mówić o młodych zespołach: „Przypominają mi Shantallę !”.
P: Jakie zespoły miały największy wpływ na waszą muzykę i jakich grup lubicie słuchać ?
O: Jest bardzo wiele inspiracji. W tym największe zespoły lat 70-tych: The Bothy Band, Planxty, De Dannan, Dick Gaughan, Silly Wizard i inne. Z zespołów grających obecnie najbardziej lubimy: Altan, Lunasa, Solas, Capercaille i Dervish. Mamy też sporo szacunku dla muzyki nowej generacji, jak Danu, oraz ‚crossover’, jak Kila i Afro Celt Sound System.
P: Niektórzy członkowie Shantalli grali wcześniej w zespole Sean Talamh. Opowiedzcie coś o nim – jego płyta jest w Polsce dostępna w formie reedycji wydawnictwa ARC.
O: Owszem Kieran i Michael grali w Sean Talamh we wczesnych latach 90-tych, ich album jest dostępny w ARC (podobnie jak dwa solowe albumy Kierana ‚Midnight on the Water’ i ‚Woman from Tuam’). Jednak nie ma zbyt dużych podobieństw myzycznych między Sean Talamh i Shantallą.
P: Zaczynaliście w małych klubach, teraz gracie również na wielkich festiwalach. Którą formułę uważacie za lepszą w przypadku grania muzyki folkowej ?
O: Z punktu widzenia muzyki, większość ludzi zgidziłaby się zapewne, że bez względu na rodzaj muzyki, zawsze lepiej pod dachem niż na wolnym powietrzu. W małym klubie wspaniale jest miec bliski kontakt z publicznością, tworzy to wyjątkową atmosferę. Może najlepszą odpowiedzią byłyby średnie kluby (na około 300 osób) rockowe, bo tam zwykle mamy dobre brzmienie, światła i wspaniałą publicznośc. Teatry również są dobre – publicznośc zwykle siedzi i słucha bardzo uważnie muzyki, która różni się od tej granej przez nas na festiwalach, gdzie ludzie częściej są zainteresowani tańcem, niż słuchaniem! Ale festiwale są również dobre – przyjemne jest grać dla wielkiej publiczności, spotykać innych muzyków, aby napić się z nimi, czy choćby porozmawiać. Łatwiej kontrolować brzmienie w niewielkim miejscu występu, niż na festiwalu, gdzie nie ma dużo czasu na ustawienia, na świeżym powietrzu wiatr lub deszcz moga być dodatkowym problemem. zarówno dla nas, jak i dla publiczności.
P: Dokąd zawędrowaliście w swoich zagranicznych podróżach ?
O: Daleko, do Holandii, Francji, Niemiec, Irlandii, Portugalii, Włoch, Luksemburga, Austrii i oczywiście Belgii. Mamy mnóstwo ofert z innych krajów, zwłąszcza ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, ale także z Japonii i z Hong Kongu, ale nie mamy na razie na to czasu.
P: Wiem że nagrywacie właśnie swój drugi album, możecie coś o nim powiedzieć ? Kiedy możemy się go spodziewać ?
O: Tak, poczyniliśmy już spore postępy w pracy nad nową płytą, jak tak dalej pójdzie będziemy bardzo zadowoleni z rezultatów. Gramy aktualnie wiele nowych utworów na koncertach i są one bardzo dobrze przyjmowane. Mamy nadziję że płyta ukaże się latem 2001 roku, ale sporo zależy od wytwórni, która będzie ją miała wydać. Pięrwszy album był nagrany dla belgijskiej wytwórni Wild Boar Music i jego dystrybucjąw innych krajach zajmowała się Green Linnet. Mamy nadziję znaleść bardziej międzynarodowego wydawcę dla następnej płyty.
P: Czy macie w planach koncerty w Europie Wschodniej ?
O: Nie mamy konkretnych planów – jest spore zainteresowanie naszą muzyką w Słowenii, na Węgrzech i w Rosji, lecz wciąż nie mamy czasu. Jest to ta część świata, którą bardzo chcielibyśmy odwiedzić i mamy wiele szacunku dla muzyki stamtąd, którą dane nam było słyszeć, jak choćby muzyka rumuńska czy bułgarska, którą wielu ludzi poznało w Irlandii za sprawą Andy’ego Irvine’a z Planxty.
Słyszeliśmy że Polacy lubią muzykę irlandzką i chcielibyśmy odwiedzić kiedyś wasz kraj.
Polskie słowo „szanty” miało odpowiadać angielskiemu „shanties”, na to przynajmniej wskazuje jego budowa. Jak się jednak okazuje słowa te nie są tożsame, szanty nabyły u nas szerszego, niż pierwotne, znaczenia.
Przyjrzyjmy się więc znaczeniu obu tych słów.
Shanties – w największym skrócie są to marynarskie pieśni pracy. Najbardziej prawdopodobne pochodzenie tego terminu wywodzi się od słowa „chant”, oznaczającego „pieśń”, lub „śpiewanie”. Shanties były, co najważniejsze, niemal zawsze śpiewane a capella. Zdarzało się że niekiedy akompaniowały im skrzypce lub concertina.
Szanty – w Polsce przyjęło się nazywać nimi wszelkie przyśpiewki żeglarskie. Nurt szantowy to całe morskie śpiewanie. Niekiedy można zauważyć również podział na szanty i pieśni kubryku (czyli śpiewane przez marynarzy w wolnym czasie piosenki o tematyce morskiej). Nie rozwiązuje nam to jednak problemu. Dlaczego ? Już odpowiadam. Jak wspomniałem nasze „szanty” zawierają w sobie wszystko co morskie (niekiedy nawet wszystko co mokre, przypomina nam o tym grupa The Pioruners śpiewając „Wiła Wianki”). Aby poznać różne odgałęzienia szantowego ruchu należy prześledzić pokrótce rozwój tego gatunku w Polsce.
Od początku lat 80-tych obserwuje się u nas rozwój ruchu szantowego. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe zespoły i festiwale. Grupy zaczynające właśnie w latach 80-tych swoją karierę są dziś już klasykami. Zespoły takie jak Mechanicy Shanty, Packet, Cztery Refy czy Stare Dzwony należą do czołówki morskiego śpiewania.
Wszystkie z wymienionych tu grup wykonują tradycyjne shanties, lecz chyba jedynie Stare Dzwony opierają się głównie na tym repertuarze. Z resztą Marek Siurawski, jeden z jego filarów jest najbardziej znanym polskim popularyzatorem pieśni spod żagli. Pozostałe zespoły chętniej sięgają po gatunek o którym jeszcze nie wspominałem – tzw. „maritime folk”. Cóż to takiego? Ano piosenki ludowe, folkowe nawiązujące do pracy ludzi morza, marynarzy, żeglarzy, rybaków, opowiadają tez o problemach nadmorskich rodzin, mieszkańców portów, włóczęgów. Normalną sprawą jest, że tam gdzie jest morze, tam folklor morski się pojawia. Tak się składa, że polscy wykonawcy sięgają zazwyczaj po muzykę „nadmorską” Irlandii, Szkocji, Anglii, Bretanii i Kanady, czyli krain celtyckich. Wiąże się to z popularnością muzyki celtyckiej. Co jednak było wcześniej obecne w Polsce ? Czy aby muzyka celtycka nie zakorzeniła się u nas przez szanty ? Przy okazji warto wspomnieć o pojęciu „polska szkoła muzyki irlandzkiej”. Mam wrażenie że padło ono z ust odwiedzających nasz kraj Holendrów, nie mam jednak stuprocentowej pewności. Owa „polska szkoła” polegać miała, według ich oceny, na dopisywaniu morskich tekstów do folkowych piosenek, zazwyczaj morzem niezwiązanych. Bardzo trafne stwierdzenie, niemal od początków współczesnego ruchu szantowego w Polsce (piszę „współczesnego” bo niektórzy, jak Jerzy Wadowski autor książki „Pieśni spod żagli” wywodzą naszą kulturę morskiego śpiewania z czasów międzywojennych) mamy do czynienia z takim procederem – garść przykładów szant znanych, a opartych na folkowych utworach lądowych:
Zespół Cztery Refy jest wierny tradycji morskiej i śpiewane przez nich piosenki to zazwyczaj dość wierne tłumaczenia tekstów. Jednak ten właśnie zespół uznałbym za najbardziej folkowy z zespołów żeglarskich. Poza pieśniami morza i shanties wykonuje on także tradycyjne tańce irlandzkie, szkockie, bretońskie i angielskie. Na dodatek robi to z takim ogniem, że niejeden z naszych zespołów celtycko-folkowych mógłby się od nich wiele nauczyć. Mocny głos Jerzego Ozaista i świetne teksty (doskonały przykład jak tłumaczyć teksty nie zatracając ducha oryginału) Jerzego Rogackiego to niewątpliwe atuty grupy.
Polskie szantośpiewanie podąża też w innych kierunkach. Znana niegdyś grupa Tonam & Synowie wyewoluowała w grupę wokalną Voices (brawurowe wykonanie „Preety Woman” jako gospel w koncercie debiutów na festiwalu w Opolu kilka lat temu!), potem jednak rozpadła się. Jeden z „tonamów” śpiewa dziś w Ryczących Dwudziestkach. Ten ostatni zespół również nie zawsze był wierny piosence morskiej. Płyta „By The Waters” zawiera bowiem niemal wyłącznie tradycyjny repertuar gospel. Z grup dobrze przygotowanych wokalnie warto wymienić The Pioruners. Ich aranżacje cechuje podział na głosy, ale też często ciekawe elementy humorystyczne.
Inna grupa to zespoły na pograniczu piosenki morskiej i folk-rocka. Mieszczą się w nim wspomniani już Krewni i Znajomi Królika (nowe teksty coraz dalej odchodzą w głąb lądu), czy też zespół Smugglers. Smugglersi przekształcili się swego czasu w zespół Szela i muszę przyznać że jest to mój ulubiony folk-rockowy zespół. Płyta (właściwie chyba tylko kaseta) „Pani Pana zabiła…” to według mnie majstersztyk. Polecam gorąco tym, którzy nie znają. Obecnie zespół Smugglers pojawia się znów na festiwalach, latem wspominali coś o nowej płycie. Jeśli mowa o folk-rockowcach nie może zabraknąć białostockiego The Bumpers. Ich peierwsza kaseta „Jadziem do Irlandii” jest w dystrybucji Folk Time’u, kaseta „…a żywo!” to efemeryda, a płyty koncertowej „Wiecznie Zielone” nie można w ogóle znaleźć. Tak czy owak Bumpersi łączą w sobie najlepsze cechy naszych zespołów żeglarskich z energią Pogues, nostalgią Ukrainians i swobodą Louis Attaque. Do bardziej znanych należy też formacja ex-Mechanika (mowa o zespole Mechanicy Shanty) Sławka Klupsia, o tajemniczej nazwie Atlantyda.
Jest też kilka zespołów, które bazują na własnych pomysłach. Mimo to ich brzmienie przywodzi na myśl właśnie folk. Mowa tu o choćby o grupie Mietek Folk (nazwa co nieco sugeruje), czyli szantowym odpowiedniku Running Wild, czy też EKT Gdynia. Ten drugi zespół nawiązuje jednak niekiedy do cudzych pomysłów. Ostatnio (no może nie tak ostatnio) do tego nurtu dołączył też zespół Orkiestra Dni Naszych.
Ostatnia kategoria, przyznam że nie moja ulubiona, to tzw. szanty szuwarowo-bagienne. Ojcem tego terminu jest gruru tych właśnie piosenek Mirek „Kowal” Kowalewski z zespołu Zejman i Garkumpel (kolejna nazwa która może się folkowo kojarzyć). Szanty szuwarowo-bagienne to piosenki żeglarskie znad jezior, rzek i innych zbiorników wodnych po których pływa się w różnego rodzaju łódkach. Zazwyczaj opowiadają o rejsach po Mazurach, żeglarskich imprezach i innych ciekawych aspektach żeglarskiego życia.
Podsumowując: w przypadku zespołów szantowych bardzo często mamy do czynienia z muzyką celtycką. Poza tym sam „maritime folk” to nic innego jak kolejna gałąź rozłożystego drzewa muzyki folkowej. Już tradycją staje się, że „Folkowe Drogi” ukazują jedynie wierzchołek góry lodowej. Być może do tematu pieśni morskich jeszcze wrócimy, na razie mamy za sobą tylko polskie szanty…
Zespół Trick Upon Travellers to jedna z najciekawszych niezależnych kapel punk-folkowych w Anglii. Obecnie po zmianach personalnych zazwyczaj podpisują się jako TUT 2. Jednak kiedy przeprowadzałem wywiad z liderem formacji – Dickiem Langfordem – obowiązywała jeszcze stara nazwa.
Folkowa: Jesteście zespołem niemal nieznanym w Polsce, chyba jedynie użytkownicy mp3.com znaja wasze nagrania. Powiedzcie więc jak zapatrujecie sięna taką formę promocji ?
TUT: Sieć okazuje się być dla nas berdzo dobra. Dałą nam środki, na które nigdy nie moglibyśmy liczyć w przy konwencjonalnym sposobie promocji. Jednak choć mamy dobrą oglądalność w internecie, a nasze nagrania pojawiają się w stacjach radiowych od Nowej Zelandii do Stanów Zjednoczonych i w większości krajów Europy, to nijak nie przekłada sięto na sprzedarz płyt. Nie wiem za bardzo dlaczego tak jest, stale otrzymujemy dobre recenzje, oraz mamy jakiś stały ciąg zamówień, jednak wciąż nie możemy osiągnąć jakiegoś przełomu. Myślę jednak, że sieć daje wielu zespołom podstawę, której nigdy by nie miały, i dlatego uważam jąza cudowne medium.
F: Wasza muzyka brzmi dość oryginalnie, jednak ludzie lubią porównania. Do muzyki jakich wykonawców moglibyście ją porównać ?
TUT: Właściwie nigdy nie porównywaliśmy się do nikogo. Oczywiście pojawiają się porównania pomiędzy nami,a a The Levellers, ale ja nigdy tak tego nie widziałem. W naszej muzyce jest trochę punka (Sex Pistols), popu (The Beatles), folku (The Oyster Band), oraz deklaracji politycznych (Billy Bragg), ale nie ma jednej rzeczy, która górowałaby nad całością. Nie siadam bu napisać utwór w jakiejś konkretnej konwencji. Pisze piosenkę i ożywa ona wtedy, gdy zaczyna ją grać zespół.
F: O czym piszecie w swoich tekstach, jakie tematy was interesują ?
TUT: Piszę o rzeczach które mnie złoszczą. Jestem z gatunku ludzi łatwo wpadających w gniew, stany depresyjne budzą u mnie takie rzeczy jak: globalizacja, zanieczyszczenie środowiska, własna głupota niektórych ludzi, wojna , rasizm, nietolerancja (wiem, że jak na nieszczęście jestem prawdopodobnie jednym z najbardziej nietolerancyjnych ludzi !). Myślę że to wszystko. Zazwyczaj moje piosenki nie są o mnie. Są o tym, co widzę i jak to widze. W tej chwili próbuję napisać piosenkę miłosną, po francusku. Nigdy nie byłem zdolny do napisania takiej piosenki po angielsku, ale jest coś w języku francuzkim, co pozwala pisać o miłości. W sumie to też nie jest piosenka o miłości, a raczej o tym jak przywiązuję się do innych ludzi.
F: Czy czujecie się bardziej zespołem punkowym czy folkowym ?
TUT: To zależy od piosenka jaką akurat gramy. „Knocker Boys” cofa mnie do punkowych dni, ale np. utwór „Lawyers” jest znacznie bardziej dojrzały.
F: Pochodzicie z Brighton, gwiazdą w waszym mieście jest zapewne The Levellers, co sądzicie o tym zespole ?
TUT: Kiedyś, dośc dawno temu grałem w duecie, który poprzedzał występ The Levellers na jednym z ich wcześniejszych koncertów w Brighton. Byli wówczas paczką przyjaciół i nadal nimi są. Simon, ich gitarzysta i ja, obaj należeliśmy kiedyś do Moto Guzzis, spędziłem z nim cały dzień na pokazach motocyklowych w Londynie i był po prostu zwykłym facet niemal nie było po nim widać „sławy”. Ich muzykę dzielę na kawałki które lubię i takie, które mi się nie podobają. Ale tak jest chyba ze wszystkimi zespołami.
F: Czy grałeś wcześniej w jakichś innych zespołach ?
TUT: Grałem w punkowych zespołach lata temu, z Graemem – wokalistą, wówczas tworzyliścy punkowy duet używający pozostałych instrumentów z taśmy. Piosenki były np. o wegetarianiźmie, ale też o inwazji oślizgłych stworów. Część z nich to były niezłe piosenki !
F: Jak wygląda scena muzyczna w waszej okolicy, czy są jakieś punk-folkowe lub folkowe groupy które chcecie polecić ?
TUT: Scena nie wygląda tu najciekawiej, najwięcej jest zespołów grających coś na obrzeżu gitarowego popu spod znaku Verve czy Radiohead. Trudno jest znaleśc jakieś oryginalnie brzmiące zespoły.
F: Skąd się wzięła nazwa waszego zespołu ?
TUT: Wpadłęm na nią przez przypadek w słowniku i było to ponad 10 lat temu. To parafraza, oznacza „zaskakiwanie”, „nie bycie takim, jak oczekują”.
F: Jakie koncerty najbardziej utkwiły wam w pamięci i dlaczego te ?
TUT: Glastonbury w zeszłym roku (2000) – była dobra zabawa, ale koncert, który zapadł mi w pamięć, to pożegnanie naszego wokalisty (który wyjechał do Hiszpanii) tuż przed Bożym Narodzeniem. Graliśmy świetnie, publiczność była fantastyczna i cała atmosfera była bardzo energetyczna. Na szczęście mamy to na video, oraz dobrą wersjęnagrania audio, spodziewam się że następny album może zawierać ten materiał.
F: Jakie są plany koncertowe i studyjne grupy ?
TUT: Jako że straciliśmy wokaliste zaszły spore zmiany. w zespole. Nie znajleźliśmy nikogo w zastępstwie, więc przez jakiś czas ja będę śpiewał. Ruszamy ku bardziej spokojnym, akustycznym dźwiękom, możliwe że użyjemy jakichś loopów i syntezatorów. Być może udostępnie Wam troche materiału gdy będzie już gotowy.
F: Czy od czasu płyty „Where the Skeletons Dance” zaszły w zespole jakies zmiany, poza utratą wokalisty ?
TUT: Jestem jedynym, który został! Paul – basista podróżuje po Europie z grupą punkową. Obecnie na basie gra Matt Zsul. Rick -perkusista – opuścił kapelę, ponieważ chciał robić inne rzeczy i zastępił go Paul Stevens. Mark – skrzypek – został zastąpiony przez Tima Cotterella, młodego, ale utalentowanego muzyka. W końcu, mój najlepszy kolega, piszący ze mną teksty – Graeme (wspominany już wokalista) wyjechał do Hiszpanii ze swą hiszpańską dziewczyną, zrzucając na mnie obowiązki.
Mam nadzieję że udało mi się przybliżyć wam nieco nasz zespół.
O TY Ukko i TY Akka
Wiatrów i pogody tkacze
Modły wznoszę do Wszechwładców
Wirujący zbudźcie wiatr
Wirujący zbudźcie wiatr
Smagającą burzę stwórzcie
Przydrożne pnie wyrwijcie
Sosny przyjeziorne przetrzebcie
Korony wielkich dębów połamcie
Niezłomne korzenie w drzazgi rozgniećcie
O powstań Wietrze! Dalej, dmij i grzmij
Sroż się nawałnico, wniwecz wszystko obróć
O powstań Wietrze! Dalej, dmij i grzmij
Szalej wściekle nieujarzmiona Naturo!
Dmuchaj o Wietrze choćby sześć lat z górą
Przez siedem z górą wiosen pędź
Gnajcie kipiele w potokach
Mknijcie chyżo sędziwe wody
Gnaj i Ty kipielom podobny
I triumfuj w wyzwoleniu
Miarowy rytm bębnów szamańskich, czczenie bóstw i sił natury, prastare obrzędy druidów, kult macierzy i rodów zwierzęcych. Nie… Nie chodzi o obrządek, raczej o pogaństwo muzyczne, o neodruidów, którzy nawiązali do tradycji praojców w nazwie szwedzkiej grupy folkowej, a także misternie wpletli motywy ludowe do swej twórczości. Zespół wyłonił się z prochów praojców niczym feniks w roku 1987. Piewcami było trzech szwedzkich studentów szkoły ludowej w Skinnskatteberg ( notabene mają oni blisko do Laponii, gdzie do tej pory żywa jest tradycja dawnych wierzeń, więc nie ma się co dziwić ): Hallbus Totte Mattsson, Anders Stake ( później zmienił nazwisko na Norrude ) oraz Björn Tollin. Nazwa zespołu pochodzi podobno od stwierdzenia jednego z przyjaciół Totte Mattssona, który słysząc niesamowite odgłosy instrumentów podczas jednej z prób wykrzyknął: „To jakieś pogańskie granie!”.
W rok od początku działalności cała trójka napisała muzykę do sztuki Petera Oscarssona zatytułowanej ‚Den Stora Vreden’, czyli ‚Wielki Gniew’. Cały teatr w Gävle rozbrzmiewał dźwiękami wykonywanymi na żywo przez to intrygujące trio. Muzyka doskonale ilustrowała tajemniczy, diabelski klimat przedstawienia, dlatego w krótkim czasie zyskała niemały rozgłos. W 1989 ukazała się długo oczekiwana i już owiana mistyczną legendą pierwsza płyta, zatytułowana po prostu ‚Hedningarna’, która wydana została przez Alice Records.
Dni uciekały, a muzycy błądząc zapewne po leśnych ostępach wpadli na trop dwóch kobiet, które w równym stopniu zafascynowane były kulturą i co ważniejsze, muzyką skandynawskich przodków. Radości ze spotkania było co nie miara, a wszyscy wraz przystąpili od razu do współpracy tak, że ludzie wkoło się dziwowali cóż to za odgłosy piekielne z lasu się dobywały. Okazało się, że ich świdrujące głosy czarownic idealnie wkomponowują się w niepokorną muzykę. W 1991 roku Sanna Kurki – Suonio i Tellu Paulasto, bo tak nazywały się dwie, tajemnicze niewiasty razem z całym zespołem rozpoczęły współpracę ze szwedzką wytwórnią Silence Records. Tam dopiero cały kwintet miał okazję zasmakować wzmocnionego przez aparaturę studyjną brzmienia i mógł do woli eksperymentować z najprzeróżniejszymi instrumentami, z których większość została dawno zapomniana przez współczesnych. Wkrótce drogę niewiernych twórców zaczęły rozświetlać promienie chwały. Termin niewierności nawiązuje nie tylko do tradycji, ale również do kierunku rozwoju muzycznego członków zespołu, którzy za nic mieli obowiązujące trendy i wbrew nim zaczęli penetrować rejony dotąd nie poznane, tworząc zupełnie nową stylistykę. Kolejny, bardzo dobry album ‚Kaksi’ (co po fińsku oznacza dwa), wydany we wrześniu 1992 roku zyskał ogromny rozgłos i już w 5 miesięcy później HEDNINGARNA nagrodzona została nagrodą Grammy, sprzedając 35 000 egzemplarzy w samej tylko Szwecji. Media prześcigały się w raportach na temat genialnej grupy, która z muzealnych instrumentów wydobywa zupełnie współczesne dźwięki. Tak naprawdę to muzealne one nie były, bo część jako fascynaci, zbudowali sami artyści, a niektóre tylko odnowili i przystosowali do podłączenia do wzmacniaczy. Czyżby sukces ten miał oznaczać, że na Północy płynie jeszcze w ludziach gorąca krew Wikingów?
W 1994 ujrzał światło dzienne genialny krążek ‚Trä’, (czyli drzewo), co było okazją do niezwykłej imprezy mającej miejsce w ogromnym szałasie nomadów w jednej z dzielnic Sztokholmu. Niedługo potem pięcioro Pradawnych wystąpiło na festiwalu w Roskilde, a publiczność całej Europy miała okazję poznać tych żywiołowych szamanów, podczas najprzeróżniejszych festiwali w 1995 roku. Niestety Sanna i Tellu nie mogły brać udziału w powstawaniu nowego dzieła, ponieważ były coraz bardziej wyczerpane nieustannymi podróżami na kolejne występy. Wolały też spokojnie i w zaciszu domowym odpocząć od spraw wielkiego świata, do czego przyczynił się fakt, że znalazły się w tym czasie w stanie błogosławionym. Pragnęły też ukończyć studia na prestiżowej Akademii Sibeliusa. Tellu mając do wyboru rodzinę i zespół wybrała to pierwsze i wkrótce na jej miejsce pojawiła się w 1996 Anita Lehtola od razu udowadniając swą wartość podczas festiwalu w Holandii i koncercie w Madrycie.
W poszukiwaniu spokoju podstawowy trzon zespołu, czyli trzech Niewiernych zawędrowało do Falun, gdzie zbudowali zaciszne studio nagrań o nazwie ‚Hednavisionen’. Nowy album nagrany został niestety bez charyzmatycznych wokalistek, dlatego różni się trochę od poprzednich dwóch, ponieważ dziki śpiew kobiet nadawał charakterystycznego brzmienia o które ‚Hippjokk’, wydany w lutym 1997 roku jest uboższy. Podczas jego powstawania muzycy postanowili sięgnąć jeszcze głębiej do korzeni i nagrać album stricte folkowy. Nie mogli jednak powstrzymać się od eksperymentowania z nowymi brzmieniami, dlatego nie można nazwać tej płyty tradycyjną. Ten projekt zawiera również nowy element, mianowicie bogatszy jest o tradycyjny lapoński śpiew – jojk, wykonywany przez Wimme Saariego, który użyczył już swego głosu w jednym z utworów na płycie ‚Trä’. Przez małe studio przewinęło się sporo ludzi, którzy wzbogacili nowe dzieło o nowe elementy. Johan Liljemark dodał dźwięki didgeridoo, Knut Reiersrud zagrał gitarowe solo. Pojawiła się też postać jeszcze jednego druida, basisty Ulfa Ivarssona (zdjęcie), który występował ze swoimi braćmi przez dwa lata, jednak zdecydował się opuścić ich zastępy tuż przed nagraniem nowego albumu.
W zimie roku 1998 zjednoczone siły damsko-męskie postanowiły poszukać inspiracji w Karelii, leżącej na granicy rosyjsko – fińskiej. Tam zachował się zwyczaj śpiewania run, czyli pieśni przodków przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Tam też Elias Lönnrot zbierał wszystkie epickie opowieści śpiewane, które później weszły w skład eposu narodowego Finów – Kalevali. Wszystkich oczarowała prostota i dobroduszność mieszkańców tego regionu oraz ich prastara i wciąż żywa tradycja. Wkrótce powstał nowy materiał, muzyka wyciszona i bardziej akustyczna oparta w sporej części na karelskiej muzyce ludowej. Tym razem więc chęć powrotu do korzeni wzięła górę nad nowoczesnymi zapędami muzyków. Zaraz potem Björn i Totte postanowili najwyraźniej odpocząć trochę od rodzimej formacji, wzięli więc udział w nagraniu beztroskich tańców z grupą ‚Boot’, a Sanna również wykorzystała chwile wytchnienia aby przygotować swoją solową płytę. Oba albumy ukazały się w 1999 roku nakładem Silence Records. Także w tym roku został wydany album ‚Karelia Visa’, nowe, pogańskie dziecko, a zespół znów w dobrej formie ruszył w trasę po Skandynawii oraz Stanach Zjednoczonych. W Minneapolis zagrał nawet do przedstawienia tanecznego opartego na ich muzyce. „Pieśń Karelii” to jak dotąd ostatnie dzieło niesamowicie oryginalnej i charyzmatycznej formacji ‚Hedningarna’.
W czym tkwi fenomen tej grupy? Dlaczego tak porusza całe masy ludzi? Cóż takiego jest w tych dźwiękach starych instrumentów i ludowych melodiach zaaranżowanych na nowo? No właśnie…jest coś takiego, co nie pozwala przejść obok tej muzyki obojętnie. Wszyscy członkowie zgodnie twierdzą, że cała magia ukryta jest właśnie w instrumentach, że w ich środku jest jakiś Duch, który wydobywa tak tajemnicze brzmienie. Wystarczy tylko umiejętnie je nagłośnić, aby wszyscy usłyszeli jak te Duchy przemawiają… Istnieje jeszcze jedno przypuszczenie. Otóż muzyka ‚Hedningarny’ ma swe korzenie w kulturze staroskandynawskiej i odnosi się do wrażliwej duchowości słuchaczy. A przecież człowiek również potrzebuje być zakorzenionym w jakiejś tradycji. A u Skandynawów pamięć o tradycji jest czymś bardzo osobistym, dla wielu z nich, czymś najważniejszym. Okazuje się tymczasem, że nie tylko dla nich ale i dla innych narodowości również. Może wszyscy oddani fani czują w sobie jakiś związek z pranordyckimi przodkami. Na pewno coś w nich odżywa i przypomina o sobie, kiedy słuchają tego echa, które wzywa zagubionych potomków do swojej ojczyzny.
Nie można zapomnieć o tych, którzy swoją odwagą wyznaczyli nowy kierunek, łamiąc dotychczasowe normy, obowiązujące wśród artystów ludowych. Wyznaczyli zupełnie nowe kanony, przekroczyli granice i nadali tradycyjnej muzyce nowoczesne formy, tchnęli świeżą siłę i udowodnili, że tradycja długo jeszcze pozostanie żywa wśród ludów Północy. Co więcej nie byli nigdy krytykowani przez zamknięte środowisko fundamentalistów folkowych w Skandynawii, lecz spotkali się z ich życzliwym przyjęciem.
O tej niezwykłej podróży w czasie i w przestrzeni w jaką zaprasza słuchacza ‚Hedningarna’ recenzenci napisali setki tekstów, używając wymyślnych porównań i wysublimowanych komplementów. Dopatrywano się w tym fińsko-szwedzkim kwintecie inspiracji rockiem, bluesem i muzyką dance, nazywano ich technoszamanami i pra- skandynawskimi trip-hopowcami. I jest w tym wszystkim trochę racji. Bo jednoczą oni wiele gatunków rozwijając je w jeden, piorunujący koncept. Ich korzenie wyrastają z tradycji pranordyckiej, ale rozgałęziają się na cały świat.
Jak najlepiej scharakteryzować tą ekscytującą muzykę, którą tworzą „Poganie”? Jest ona przede wszystkim bardzo emocjonalna i obrazowa. Skojarzenia z omszałymi borami, dzikimi pustkowiami Laponii, tajemniczymi głosami dochodzącymi z głuszy, z wpatrzonymi ślepiami wilków, łomotem skrzydeł polującego jastrzębia łatwo nasuwają się na myśl, gdy zamknie się oczy słuchając ich płyt. Jest też bardzo charakterystyczna jeśli wziąć pod uwagę akustykę. Wiele utworów opartych jest na ciężkim, potężnym rytmie wsamplowanego bębna. Do tego rytmu często dochodzi kolejny element jakim jest powtarzanie tego samego dźwięku przez cały czas i tworzenie w ten sposób tła na którym opiera się melodia. Taki zabieg nazywa się angielskim słowem, drone. Jego funkcję pełni lira korbowa, z której wydobywają się łatwo poznawalne, piękne i intrygujące dźwięki przypominające odległe miauczenie. Na tym tle opiera się melodia grana najpierw w durowej tonacji, a później powtarzana w molowej. Na przemian grane te same dźwięki ale w różnych skalach prowadzą ze sobą nastrojowy dialog. Czasem na zasadzie ronda melodia ewoluuje poprzez zmiany bądź tonacji, bądź instrumentu. Zazwyczaj prowadzącą skrzypce i lira, ale rolę tą przejmują też flet wierzbowy, dudy szwedzkie czy inne ludowe twory o dziwnych, szwedzkich nazwach. Bogactwo instrumentów tworzy bogactwo i wielość barw. Nie brakuje lutni, harfy smyczkowej, rogu koziego, kanteli. Całości dopełniają dramatyczne głosy wokalistek, które przywodzić mogą na myśl bułgarskie zaśpiewki ludowe, wykonywane np. przez ‚Trio Bulgarka’. Teksty opowiadają o wielu sprawach związanych z ciężkim życiem, o naturze, śmierci, pokonywaniu trudności i parciu naprzód, o pierwotnej, naturalnej miłości prostych ludzi. Pojawia się wiele pieśni będących hymnami do fińskich bogów, częste są motywy mitologiczne, a gdzieniegdzie nawet występują jako bohaterowie istoty z wierzeń jak na przykład wilkołaki (wspaniała opowieść zatytułowana „Godzina wilka” na płycie ‚Trä’), czy krasnoludy. W większości są to wolne aranżacje podań i przekazów ludowych. Wszystko razem tworzy nieziemski klimat nie do opisania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie pląsa się w lnianej koszuli w ekstatycznym rytuale, bo przecież czuć zapach ognia, słychać przywołania. Ręce błądzą po korze drzewa… Podsumowując w jednym zdaniu: ‚Hedningarna’ to praskandynawska, pogańska muzyka ziemi.
Ukko, najwyższy panie
Dziadku stary na niebiosach
Wyciągnij swój miecz ognisty
we krwi żmiji umaczany
Wyciągnij go ze szkarłatnej pochwy
Skrzesaj ognia, ojcze wiatrów
Wyślij błyskawicę Väino
Ponad bezkresnymi wodami
Ponad falami mórz szerokich
Pan śmierci skrzesał ognia
Wyslal błyskawicę Mędrzec
Płomień zapłonął w sercu
iskry właśnie tam kierując
Rozpalił lędźwia młodzieńca
Rozpalił pierś dziewicy
Przy pisaniu tego artykułu wykorzystałem materiały w języku szwedzkim i angielskim opublikowane w internecie.
Artykuł otrzymaliśmy dzięki uprzejmości autora. Po raz pierwszy opublikowany w internetowym zinie „Nautilius”.
Niemiecki zespól Waxie’s jest jednym z najciekawszych na preznie rozwijajacej sie niemieckiej scenie folkrockowej. Jako jedni z niewielu korzystaja nie tylko z muzyki irlandzkiej i szkockiej, odkryli tez Bretanie, której muzyka w ich folkrockowej stylistyce wyglada bardzo przyjemnie.
Zapraszam do poczytania co ma nam do powiedzenia Jo Dorsheimer, wokalista Waxie’s.
Folkowa: Na poczatek pytanie dotyczace Waszej strony internetowej (www.waxies.de). Na glównym obrazku widzimy wasze zdjecie z zamalowana jedna postacia. Jak rozumiem to ex-czlonek Waszego zespolu. Co sie z nim stalo ?
Waxie’s: Tej fotografii juz nie ma na stronie. Taraz jest nowa. Pomalowany osobnik, to ex-wokalista. Spiewal w Waxies’, poniewaz w 1998 roku na dwa lata opuscilem zespól. Za aktualizacje strony odpowiada nasz basista.
Folkowa: Skad taka nietypowa nazwa zespolu?
Waxie’s: To naprawde proste. Jest taka irlandzka piosenka „Waxie´s Dargle”. Z reszta równiez ja gramy.Spodobal nam sie ten tytul, uznalismy ze to bedzie dobra nazwa. Musielismy ja jednak skrócic i zostalo samo Waxie’s. Samo slowo jest nazwa firmy produkujacej swiece. Oto dlaczego „s” nie jest blizej slowa „Waxie”. Wiele osób nie znajacych tej historii mysli ze to blad. Ha ha!
Folkowa: Jakie sa poczatki zespolu Waxie’s ? Wiele zespolów siegajacych do punk-folka inspiruje sie The Pogues, jak bylo z wami ?
Waxie’s: Na poczatku 1989 roku bylo sobie trzech przyjaciól. Kai, Yeti (ex-czlonek zespolu grajacy na banjo – przyp. Jo) i ja. Bardzo lubilismy irlandzka muzyke folkowa. Oczywiscie pewnego dnia uslyszalem The Pogues (a bylo to lata temu, w 1984 roku – przyp. Jo). Przynioslem te nagrania reszcie i po prostu ich powalilo. Znalismy kilku gosci, którzy grali na róznych instrumentach. I taki byl poczatek. Najpierw gralismy glownie na ludowo, ale potem przyszedl czas na nieco ostrzejsze brzmienie, zwlaszcza kiedy doszedl do nas Fili na perkusji, oraz basista. Zaczelismy tez pisac wlasne piosenki.
Folkowa: Poza Niemcami koncertujecie tez we Francji. Czy macie jakies plany podrózy w najblizszym czasie?
Waxie’s: Owszem. Po dosc dlugiej przerwie na nabranie sil znów wybieramy sie do Francji. Francja to nasz drugi dom. Przez tych kilka lat zdobylismy tam kilku prawdziwych fanów. Poza tym mamy tam blisko. Niemcy sa duzym krajem, jest w nim sporo miejsc w których moglibysmy grac, jednak trudno zalatwic koncert w jakiejs odleglej miejscowosci. Moze jednak i to sie uda.
Folkowa: Macie w repertuarze tez kilka utworów po niemiecku. Czy to wasze autorskie piosenki ?
Waxie’s: Tak. Podobnie jak kilka napisanych po angielsku. Ponad 50% utworów to nasze kompozycje – reszta to covery The Pogues, takze The Whisky Priests, gramy tez piosenke Ramones „I Wanna Live”, oraz Status Quo!
Folkowa: Skad zainteresowanie piosenkami bretonskimi ?
Waxie’s: Nasz perkusista, Fili, jest Francuzem. To stad, jak widzisz, kontakty z Francja. No i oczywiscie on zna wiele francuskich piosenek ludowych. We Francji muzyka bretonska jest bardzo popularna, dlaczegóz wiec nie mialaby nas zainteresowac ?
Folkowa: Laczenie elementów punka i folku wydaje sie byc bardzo popularne w Niemczech. Czy sa jakies inne grupy które móglbys polecic ?
Waxie’s: Jest taki zespól, nazywa sie Paddy Goes To Holyhead, ale to bardziej muzyka pop-folkowa, sa jednak bardzo popularni w Niemczech. No i jest tez naprawde swietny zespól Fiddler´s Green.
Folkowa: Jakie sa wasze najblizsze plany ? Koncerty ? Nagrania ?
Waxie’s: Wkrótce bierzemy sie za nagranie naszej trzeciej plyty. Mamy juz osiem piosenek, chcielibysmy skonczyc reszte. Chcielismy napisac cos nowego, ale okazalo sie ze i tak mamy wystarczajaco duzo materialu do nagrania. Latem wyjezdzamy do Francji, mamy nadzieje zagrac tam na paru festiwalach, oraz calkiem sporo koncertów.
Hmm, jak to sie zaczelo? To smieszna sprawa, chociaz pisalem poezje cale moje zycie (a pierwszy mój wystep mial miejsce kiedy mialem 9 lat w szkole podstawowej w Southwick, West Sussex, gdzie dorastalem, recytujac „Cautionary Tales” autorstwa Hilaire Belloc, mojego mentora do dzisiaj) nigdy nie spodziewalem sie, ze poezja stanie sie tak wielka czescia mojego zycia! Na poczatku najwazniejsza byla muzyka, muzyka na wszelakie sposoby.
T.Rex, Mott the Hoople, Velvet Underground, David Bowie – i wtedy punk. Dla mnie jak dla tysiecy innych, punk zmienil wszystko. Musialem stac sie jego czescia!
Wlazlem wtedy w ten caly balagan i na poczatku gralem w kilku zespolach. Ale to dzialo sie podczas pierwszych dni punk rocka (mialem 19 lat w 1977 roku), kiedy to wiedzialem tylko tyle, ze musze byc na scenie, spiewac i grac moje piosenki w punkowym zespole. Punk rock porwal mnie tak jak tysiace innych, i mysle, ze gdyby sie to wtedy nie stalo, to prawdopodobnie nigdy nie uslyszelibyscie o mnie jako o poecie.
Ale wtedy bylem basista – pomyslowym basista zainspirowanym przez Free’s Andy Fraser, piszacym piosenki o poruszajacych melodiach i plomiennych tekstach, niemniej jednak bylem basista. Gralem na basie w sposób, który strasznie komplikowal zycie naszym wokalistom i co tu duzo mówic moje linie basowe byly przeblyskami nie do przyjecia przez punk… I zespoly, w których bylem sie zawsze rozpadaly! Kiedy opóscilem ostatni z nich, Contingent, w którym gralem wiosna i latem ’79, wrócilem do Anglii z dobrymi wspomnieniami, kilkoma wierszami i zdeterminowany, zeby grac solo.
Przeprowadzilem sie to Harlow w Essex pod koniec 1979 r, wynajalem mieszkanie z Stevem Drewettem, inspiratorem lokalnej kapeli punkowej The Newtown Neurotics, która spotkalem rok wczesniej na ich pierwszym koncercie. Zarejestrowalem sie w Biurze dla Bezrobotnych, a poniewaz mówie po francusku, to dostalem prace urzednika/tlumacza na Gieldzie Papierów Wartosciowych. Nienawidzilem jej. Oni nienawidzili mnie tez. Pewnego dnia ktos nazwal mnie Attila. To bylo to! Reszta, jak sie mówi, to juz historia.
„Praca” trwala dokladnie 11 miesiecy – jedenascie miesiecy za dlugo – byla to ostatnia robota jaka mialem. Oczywiscie, oprócz tej, która wykonuje jako Attila the Stockbroker. Od tego czasu minelo juz dwadzeiscia lat. Dwadziescia wspanialych lat!
Wrócmy jednak do historii. Od dziecinstwa gralem na skrzypcach, i mialem równiez moja wlasna elektryczna mandoline, a poniewaz gra sie na tych instrumentach podobnie to nauczylem sie kilku prostych akordów, zeby pisac piosenki. Jak mówilem, mialem kilka wierszy, które mogly zostac zaprezentowane na scenie, i wtedy John Coper Clarke sprawil, ze stalo sie to mozliwe. Po raz pierwszy wystapilem jako Attila the Stockbroker 24-go wrzesnia 1980 roku, suportujac The De-fex and The Unborn Dead (pukowy band z Harlow) w centrum mlodiezowym.
Wszedlem do Harlow Rock Contest i bylem czwarty. Niektórzy ludzie mówili, ze orgaznizatorzy chcieli umiescic mnie na pierwszym miejscu, ale nie mogli bo nie bylem zespolem. Gralem na koncercie Rock Against Thatcher w Harlow. Zaczalem pisac wiecej piosenek niz wierszy, ale moje poematy byly przynajmniej dobrze odbierane. Nowe wiersze byly ostrzejsze i bardziej pasowaly do wykonywania ich podczas publicznych wystapien.
Jednymi z wczesniejszych byly: „Russians in the DHSS”, “Russians In McDonalds”, “A Bang and a Wimpy”. Wlasnie wtedy, po kilku wystepach, stracilem prace i rzeczy zaczely sie toczyc inaczej…
Pod koniec 1981 roku spotkalem Seething Wells, kiedy obaj wykrzykiwalisy nasze wiersze z paki ciezarowki na demosntracji zorganizowanej przez Woolwich Right To Work Campaign. Odbilo sie do echem w mediach i wkrótce obaj wystapilismy jako support the Jam w Hammersmith Odeon….
W tym samym czasie obaj zrobilismy benefitowy koncert na rzecz Socialist Workers’ Party in Wandsworth. Wtedy tez nasz kumpel „Red” Saunders, nagral nas i zdecydowal sie wytloczyc EP-ke: „Rough Raw and Ranting”. Fajnie – pomyslalem- ale kto kupi poezje na plycie? Sprzedalismy pare kopii na koncertach… Kilka tygodni pózniej, kiedy bylem u matki w Southwick poszedlem na ryby. Okolo 11 w nocy sluchalem audycji Johna Peela. Stalo sie cos nie mozliwego – „Russians in the DHSS” poszlo w fale eteru !!! O malo nie upuscilem wedki do morza….
Peel mnie wylansowal. EP-ki sprzedalo sie tysiace sztuk i znalazla sie na liscie niezaleznych bestsellerów. Podpisalem kontrakt z Cherry Red Records i wydali EP-ke „Cocktails”. Sprzedalo sie jej pare tysiecy wiecej niz pierwszej i bylem jeszcze wyzej na liscie. Zrobilem sesje dla Peela, potem nastepna, i z dwudziescia wierszy i dziesiec piosenek z moim nazwiskiem zdobilo pierwsza strone Melody Maker. (tego wieczoru kiedy ukazal sie ten numer mialem wystep w Aldershot. Przyszlo 20 osób – ach ta sila prasy!).
Zaczalem pisac dla Sounds Magazine, punk. Ludzie przychodzili na moje koncerty nawet specjalnie przyjezdzajac z odleglych miejsc. Gralem w calym kraju, moja pozycja byla calkiem jasna. Antyfaszystowski – socjalistyczny – surrealistyczny – radykalny – poeta – permormer. The Clash spotyka Hilaire Belloc – mówiono o mnie. Bylem na scenie zatakowany przez Nazistów w Skunx (punk/skin klub w Londynie). Walczylismy. Jakis z Redskinów, który tam byl krzyknal –„ Musisz wlezc pod stól”! (wstyd mi za niego do dzisiaj). Moja pierwsza mandolina doczekala sie zaszczytnego konca, rozwalilem ja na lbie jakiegos nazi-boneheada. Kupilem sobie zamiast niej mandole (o oktawe nizej, lepsza dla piesniarza), która nazwalem Nelson, i od tej pory razem wystapilismy na okolo 2000 koncertów razem. Najlepsze piosnki jakie napisalem na Nelsonie sa na plycie ‚The Pen and the Sword.’.
Pod koniec 1982 roku nagralem swój pierwszy album (przewaznie mówiony), „Ranting At The Nation…” I wtedy podobnie jak szybko to sie zaczelo, tak sie skonczylo, fad ended. Dziennikarzom z New Musical Express nie spodobal sie mój album (szczególniem, ze napisalem, ze nie lubie dziennikarza tej gazety, który napisal recenzje). Co tu duzo opowidac napisano, ze juz sie skonczylem. Dwa lata po tym jak zaczalem istniec na scenie i napisalem najlepszy material (moim zdaniem) dowiedzialem sie, ze jest to smiec. To przydazylo sie na pewno tysiacom innych utalentowanych artystów, którzy zostali z dnia na dzien zniszczeni i zrezygnowali, albo ich duch zostal przetracony i stracili swoje marzenia.
Moda. Sposób na zaistnienie w pop kulturze!
Czy dbalem o to?
Nigdy nie ssalem cysia jak jagnie.
W odróznieniu od wiekszosci permormerów nie jestem gosciem – jestem naturalnie organizatorem koncertów (ktos móglby powiedziec totalnie kontrolujacy wszystko wariat!). I w kazdym przypadku, mam left-wing punk rocker”s disdain for the falseness and vapid machinacje trdycyjnego przemyslu rozrywkowego. Oczywiscie bylem równiez promotorem wielu koncertów dla Rock Against Racism na Uniwersytecie Kent, tak wiec postanowile wziac moja przyszlosc – sceniczna i poza sceniczna – we wlasne rece.
Przez te dwadziescia lat napisalem troche wierszy i piosnek, a takze od czasu do czasu pisywalem do krajowej prasy, organizowalem countless koncerty kazdego roku dla siebie i innych preformerów, których szanuje. W latach (‘83-’86) wydawalem mój poetycki fanzin Tirana Trash, robilem benefity na wszystkie wazne akcje lat osiemdziesiatych, szczególnie wspieralem Strajk Górników (84-85), organizowalem festiwale, nagrywalem albumy, które ukazywaly sie nakladem malych niezaleznych wytwórni, wydawalem ksiazki (3 jak do tej pory) i wystepowalem na calym swiecie, za co musze podziekowac sieci moich znajomych i przyjaciól z UK, Kanady, Australii, Nowej Zelandii, USA i Wschodnich Niemiec z okresu kiedy jeszcze stal mur, i reszty Niemiec, Holandii, Francji, Skandynawii, Irlandii, Rumunii, Bulgarii, Kraju Basków. Pózniej moja ambicja stalo sie byc frontmanem Barnstormer, pierwszego zespolu, który utworzylem, zeby gral moje piosenki i zeby zrealizowac moje marzenie o polaczeniu muzyki renesansowej z punk rockiem. Pomimo tego, ze zalozylem zespól to wiaz kontynuuje moja solowa dzialalnosc.
BARNSTORMER
Wiekszosc ludzi zaklada kapele, majac lat kilkanascie, a poetami zostaja majac lat trzydziesci pare – ja zrobilem to an odwrót, przy czym zakladajac zespól mialem juz obrany jeden konkretny cel: pragnalem polaczyc dwie formy muzyczne, które od zawsze mnie inspirowaly – punk rock i muzyke dawna. I grac Renesans Core.
W koncu na przelomie 1994/95 roku stalo sie powstal zespól. Najwazniejszym aspektem posiadania okreslonego celu w zyciu, do którego dazy sie z pelna determinacja, zwlaszcza jezeli to, co pragniesz osiagnac jest czyms, czego, o ile ci wiadomo, nikt jeszcze nigdy nie próbowal, jest fakt, iz kazda przychylna reakcja na to , co robisz stanowi zródlo niezmiernej satysfakcji. A nam z pewnoscia udalo sie zdobyc sympatie naszej publicznosci. Od keidy tylko rozwinelisy zagle, a na maszcie umiescilismy nasza bandere: crumhorn (pewein rodzaj rogu), otrzymywamalismy zewszad wiele wsparcia.
Od pierwszego dnia, w który zespól rozpoczal dzialalnosc, najwiekszei najbardziej wartosciowe wsparcie dla mnie, na scenie i poza nia, pochodzi od pozostalych czlonków Barnstormera – Martina, Dana i McGhee (z legendarnej grupy Brighton – Fish Brothers) oraz Tima, który dobrowolnie zgodzil sie na przeniesienie z Crucible – zespolu zajmujacego znaczna pozycje w nurcie tzw. muzyki dawnej. Mysle, ze od naszych pierwszych wysilków w Brighton i Oxfordzie póltora roku temu, poprzez liczne podnoszace na duchu trasy koncertowe zrobilismy znaczne postepy.
Nasz zespól zorganizowany jest calkowicie w sposób domowy. Od grafiki i wszelkich projektów po kierowce wszystko robimy sami. Wyrazy szacunku i podziekowania dla najdoskonalszej, najbardziej przyjaznej, najbardziej kreatywnej i utalentowanej paczki zdegenerowanych alkoholików, z jaka poeta móglby stworzyc swój pierwszy zespól.
Skad sie wzial pomysl na taka muzyke? Moja mama mowi, ze lubilem sluchac muzyki dawnej jeszcze w jej lonie. Tak wiec od zawsze kocham takie dzwieki. Pochodze z muzykalnej rodziny i sam odebralem klasyczne wyksztalcenie w grze na skrzypcach. Od wielu lat olbrzymia radosc sprawia mi gra na róznorodnych starodawnych instrumentach muzycznych i naprawde uwielbiam okmponowanie w nowoczesnym stylu wersji tej pieknej muzyki. Kto wie moze za pare lat niezliczona liczba zespolow w stylu Levellersowskiego /celtyckiego/ fiddle’n’didg zostana wyparte przez kwilace shawm’y (dawny instrument, podobny do oboju) i crustowego crumhorn’y, rozprzestrzeniajacego sie w zawrotnym tempie Renesans Core! A póki co to jestesmy na wyspach jedynym zespolem, który gra w takim stylu.
Renesans Core? Core? Od 25 lat jestem punkiem (teraz mam 43 lata). Moim ulubionym zespolem wszechczasów jest the Clash, lubie tez Rancid i New Model Army… I oczywiscie muzyke klasyczna. Moja zona jest klasyczna pianistka. Oczywiscie nie wszystkie nasze utwory mozna wrzucic do worka z napisem „muzyka dawna”, czesc z nich to stary, dobry punk rock. Ludzie lubia sluchac muzyki, która jest czescia ich wlasnej historii, czy to tej dawnej, czy tez tej calkiem nowoczesnej. I mysle, ze tak samo jak w Anglii w Europie Srodkowej jestesmy dobrze odbierani. Nie wiem czy wiecie, ale cover jednego z naszych renesansowych utworów „March of the Levellers” zrobil polski zespól Alians? – o ile pamietam nie zaznaczyli, ze to z naszego repertuaru.
Aktualnie gramy okolo 30 koncertów rocznie w równych miejscach (a ja solo i z zespolem mam ok. 10 koncertów miesiecznie). Wystepujemy od klubów pukowych do folkowych a takze czesto gramy na festiwalach prezentujacych poezje. Pod koniec tego roku gramy trase po kontynencie i odwiedzimy m.in. Francje, Wlochy, Szwajcarie i Niemcy. Bardzo chcielismy zagrac w Polsce, ale niestety nie udalo nam sie sensownie ulozyc terminów poszczególnych koncertów… Mam nadzieje, ze odwiedzimy wasz kraj w przyszlym roku.
We wrzesniu 2000 stuknela 20 rocznica mojego pierwszego koncertu jako Attila the Stockbroker. Okragla date postanowilem tez uczcic plyta „It’s my life…”, która jest podsumowaniem tego okresu. Nie sa to stare kawalki, solowo – poetyckie, lecz Burnstrormerowa plyta autorska, w ktorej dziele sie moimi odczuciami i wspomnieniami. A wkrótce kolejny album, w którym sporo dobrego Renesans Core.
W marcu nastapily zmiany w skladzie zespolu. Odszedl Martin Fish, Dan Woods zamienil bass na gitare, a naszym nowym basista zostal Tom Muir (kibic Hull City, gral wczesniej w The Scavengers). Ostro przepracowalismy ostatnie miesiace i jestesmy gotowi na europejska trasa na przelomie listopada i grudnia .
Pod koniec zeszlego roku cztery nasze piosenki ukazaly sie na sciezce dzwiekowej niemieckiego filmu „DOPPELPACK”. Sa to: ‘I Won’t Run Away’, ‘This Is Free Europe’, ‘March of the Levellers’ i ‘Old Teenagers’. W filmie tym miedzy innymi wykorzystano utwory Blondie i Saw Doctors, a my jestesmy tam jako: ”Attila the Stockbroker and the Fabulous Fish Brothers”. Nie wiem czy film ten bedzie pokazywany w Polsce, ale wiecej informacji o nim mozecie znalezc na stronie: www.doppelpack-derfilm.de/. Jest to zabawna opowiesc o dwóch blakajacych sie po Dortmundzie punkach ze skrzynka piwa. Suurealistyczna rzecz kompletnie.
REZYDUJACY POETA….. W sezonie 2000/2001 mialem zaszczyt pelni role Poety Rezydenta w Brighton and Hove Albion Football Club, moim lokalnym klubie, którego kibicem jestem od 6 roku zycia. Nasz klub jest sponsorowany przez Arts Council of England w ramach rocznego projektu artystycznego. Do moich obowiazków nie nazalo po prostu czytanie skladów druzyn i podawanie wyników w polowie spotkania, ale prezentowanie poematów przed naszymi meczami u siebie. W zeszlym sezonie (2000-2001) nasz klub obchodzil setna rocznice swojego istnienia!
Stalo sie!!! Brighton and Hove Albion, zdobyl mistrzostwo Trzeciej Ligii w sezonie 2000-01! Co za wspanialy rok dla Rezydujacego Poety – jestem bardzo szczesliwym poeta! Ksiazka z moimi wszystkimi wierszami zwiazanymi Albion – pt. ‚Poetry in Promotion!’ jest czescia obchodów setnej rocznicy istnienia mojego klubu – the BHAFC!
2 SLOWA O SOBIE
Mieszkam w Walii, ale nie jestem Walijczykiem. Moimi przyjaciólmi sa muzycy z walijskiej grupy Anhrefn. Nie znam jezyka walijskiego. A wlasciwie znam tylko jedno zdanie: ‚Fy nethau yn ffroidro gyda mwynhad’ – co mozna przetlumaczyc jako: „my nipples explode with delight!”. Ale poza tym jestem jednym z nielicznych mieszczkanców tego kraju, który interesuje sie jezykami obcymi – mówie po francusku i niemiecku.
Na uniwersytecie studiowalem francuski i nauki polityczne, a niemieckiego nauczylem sie kiedy spedzilem sporo czasu wystepujac w NRD, zanim jeszcze runal mur. W 1989 roku bralem udzial w demonstracjach w Lipsku razem z wieloma oimi przyjaciólmi, którzy byli w nie zaangazowani. Teraz udzie przejrzeli na oczy – nie chca kapitalizmu! O lewicy w Polsce mam bardzo mala wiedze i nie chcialbym za duzo o tym mówic. Po prostu mówie tylko o rzeczch, które znam. W Anglii Partia Pracy to grupa aparatczyków, którzy nic nie robia dla zwyklych ludzi. Ja osobiscie wspieram the Socialist Alliance. Nie jestem anarchista – jesten socjalista! Wiem, ze wielu punków mówi o sobie, ze sa anarchistami, ale wielu z nich tak naprawde nie wie co to znaczy!
Jak sami widzicie moja sztuka, moja poezja opowiada o calkiem szerokim zakresie ludzkich emocji i doswiadczen, Nie mam zamiaru za to nikogo przepraszac. Moje zycie to milosc, smierc, Hove Albion Football Club, muzyka i brudne spiwory. I wiele innych rzeczy. Moje wiersze odzwierciedlaja moje zycie.
Z duma zawiadamiam, ze w najlepszym starym stylu, zgodnie ze sredniowieczna tradycja mecenatu sztuki – mam sponsora! Jestem pierwszym poeta sponsorowanym przez maly niezalezny browar, i takze mój lokalny pub! Jesli bedziecie kiedys w Brighton koniecznie zajrzyjcie do niego – miesci sie niedaleko stacji i jest to naprawde tradycyjny, wspanialy pub, bez paskudnego wystroju i ze wspanialym piwem! (THE EVENING STAR home of THE DARK STAR BREWING COMPANY, 55-56 Surrey St, Brighton BN1 3PB)
I mam nadzieje, ze jak ty, który to czytasz, wiesz, ze twoje zycie nalezy do ciebie tak jak moje do mnie. Dzwiekli sa oklepane, ale to nie to. Teraz jest spanialy okres. Jestem pelen szacunku dla wszysctkich, którzy umozliwili mi cieszyc sie wspanialym przywilejem – mozliwoscia zarabiania na zycie tym co lubie i co kocham – pisaniem slów i muzki. Mam nadzieje, ze wciaz to bedzie trwac!
DYSKOGRAFIA
1981 Phasing Out Capitalism cassette (No Wonder)
1982 Rough, Raw and Ranting EP with Seething Wells (Radical Wallpaper)
Cocktails EP (Cherry Red)
1983 Ranting at the Nation LP (Cherry Red )
1984 Sawdust and Empire LP (Anagram)
Radio Rap! EP (Cherry Red)
Livingstone Rap! EP (Cherry Red Ken)
1987 Libyan Students from Hell! LP (Plastic Head)
1988 Scornflakes LP/cassette (Probe Plus)
1990 (Canada) Live at the Rivoli LP/cassette (Festival)
1991 Donkey’s Years CD/LP/cassette (Musidisc)
1992 (Germany)This Is Free Europe CD/LP (Terz)
1993 (Australia) 668-Neighbour of the Beast CD/cassette (Larrikin)
(Germany) Live auf St.Pauli CD (Terz)
Attila the Stockbroker’s Greatest Hits cassette (Roundhead)
1999 Poems Ancient & Modern CD (Roundhead/Mad Butcher)
The Pen & The Sword CD (Roundhead/Mad Butcher)
+ JOHN OTWAY
1991 Cheryl
+ BARNSTORMER
1995 Barnstormer cassette (Roundhead) )
Sarajevo EP (Mad Butcher)
1996 The Siege of Shoreham CD/cass (Roundhead)
1998 Live in Hamburg cassette (Roundhead)
1999 (Germany) The Siege of Shoreham CD (Puffotter Platten) and LP (East Side Records)
2000 Just One Life (Roundhead Records)
Książki:
Cautionary Tales for Dead Commuters (1986)
Scornflakes (1992)
The Rat-Tailed Maggot and Other Poems (1998)
Poniżej przedstawiam wywiad z zespołem Fiddler’s Green. Z tego co wiem ta punk-folkowa formacja zza naszej zachodniej granicy ma w Polsce całkiem sporo fanów. Mam nadzieję że ten wywiad przybliży ją również innym, bo warto się z ta grupą zapoznać. W imieniu zespołu odpowiadał Stefan Klug (na zdjęciu).
Folkowa: Czy możesz nam przedstawić Wasz zespół ? Kto w nim gra i na jakich instrumentach ?
Stafan Klug: Fiddler’s Green to: Peter Pathos – wokal, acoustyczne i elektryczne gitary, bouzouki, mandolina, low whistle, Ralf „Albi” Albers – wocal, gitara akustyczna, Rainer Schulz – gitara basowa, Stefan Klug – akordeon, bodhran, Frank Jooss – perkusja, bębny, Tobias Heindl – skrzypce, wokal
F: Co sprawiło że zaczęliście grać irlandzkiego folkrocka ?
SK: Wszyscy lubimy Irlandię i muzykę irlandzką, lecz słuchamy także sporo innej muzyki. Na początek graliśmy „tylko dla zabawy”, ponieważ każdy z nas miał inny, rockowy projekt. No i jakoś tak się stało…
F: Określacie swoją muzykę jako „Irish Independent Speedfolk”. Cóż to oznacza ?
SK: Próbujemy połączyć irlandzki folk z wieloma innymi elemantami, jak ska, muzyka niezależna, punk, reggae, rock, metal etc. Poza tym większość naszych piosenek jest szybka.
F: Niedawno nagraliście nowy album. Jak jest zatytułowany ?
SK: Nazywa się „Folk Raider”. Miksujemy elementy muzyki irlandzkiej ze wszystkim na co mamy ochotę.
F: Czy jest to płyta równie żywiołowa jak wasza poprzednia płyta „Another Sky” ?
SK: Jest nawet żywasza !!! (śmiech)
F: Co zmieniło się w zespole przez tych kilka lat egzystencji ?
SK: Zmieniali się skrzypkowie i perkusiści, lecz reszta składu pozostała bez zmian. Próbujemy rozwijać nasz styl, również technika produkcji naszych płyt znacznie się poprawiła, więc brzmienie jest lepsze. Gramy też rocznie około 100 koncertów…
F: Jest wiele niemieckich kapel grających w podobnym stylu, śpiewających także w języku niemieckim. Dlaczego Wy omijacie swój ojczysty język ?
SK: Inspiruje nas przede wszystkim kultura amerykańska, brytyjska i irlandzka. I w tego rodzaju muzyce język angielski po prostu brzmi najlepiej.
F: Sądzę że Niemcy są krajem gdzie – poza krajami anglojęzycznymi – gra się najwięcej muzyki celtyckiej. Czy możesz to jakoś wytłumaczyć ?
SK: Naprawdę nie mam pojęcia jak to się dzieje…
F: Znacie jakies polskie zespoły folkowe ?
SK: Nie, niestety. Ale chętnie bym jakiekieś poznał. Możesz polecić mi jakiś dobry ?
F: Oczywiście, ale to już po wywiadzie. Powiedz mi jeszcze z kim mogą się kontaktować polscy organizatorzy koncertów by zaprosić was na występy ?
SK: Nasz menagment znajduje się w Niemczech. Oto kontakt:
Concertbüro Franken
Singerstr. 26
90443 Nürnberg
Fon: 0911 / 41 41 96
Fax: 0911 / 41 36 44
cbfranken@t-online.de
http://www.concertbuero-franken.de
Kontakt promocyjny:
True Music Promotion
Stephan Treu
P.O. Box 44 01 40
90206 Nürnberg
Tel: +49 (0)911 4742935
Fax: +49 (0)911 4742936
info@truemusic.de
Przez dosyć długi czas, dane mi bylo grać w Pubie Irlandzkim Cork z człowiekiem o nazwisku Neil Hammond. Człowiek ten grał na mandolinie, gitarze, banjo i bodhranie, a tak wogóle to pracował w English First.
Czescią jego pracy były podróże, tak też przed pracą w Polsce pracował w Moskwie, a teraz pojechał do Kanady.
W czasie pobytu w Moskwie razem z muzykami z zespolu Slua Si (pliki mp3 tego zespolu dostepne na www.mp3.com) założył grupę o nazwie Si Mhor. Powstał też projekt nazwany Wsie Plemenia (wszystkie plemiona, narody), który nagrywał płytki z muzyką ludową z różnych regionów świata – płytka zatytulowana Celtomania (keltomania – nie mam cyrylicy i nie moge zrobic znaku dyftonku ia).
Do pracy nad tą płytka dołączyły się jeszcze dwie grupy Tellenn Gwad, i Art Ceiligh – jednorazowy projekt stworzony prze Olega i Misze Smirnoffów (ojca i syna). Płyta została nagrana w 1998 roku, zawiera 14 kawałków, są to utwory tradycyjne jak na przyklad „Swallow Tail Jig” ( w dwóch wersjach, bardziej tradycyjna i bardziej rockowa), piosenki, takie jak ‚Wife in Every Port”, i inne, do których słowa napisał Oleg Smirnoff. Słuchajac tej płyty można się też natknąć na przypominający trochę nagrania grupy Clannad kawałek „Dancing Marionn”.
Obecnie w Rosji działa kilka zespołów grających muzykę celtycką. Z pośród wspomnianych wcześniej, muzycy z Si Mhor wrócili do Slua Si i dalej grają. Niestety muzycy z Tellen Gwad rozstali sie i to dosyć burzliwie bo po bójce na pięści, co jest dosyć ironiczne jako ze muzyka grana przez ten zespół była bardzo poetycka i spokojna, wykorzystywali na przyklad wiolonczelę i flet poprzeczny.
W tej chwili w Moskwie istnieje około dziesięciu zespołów grających muzykę, która można określić jako celtycka, albo o celtyckich korzeniach. Jeden z muzyków z Si Mhor założył własna grupę grającą melodie irlandzkie, szkockie i bretońskie, grupa nazywa się Mervent, w swim intrumentarium wykorzystują między innymi harfę, co jest moim zdaniem ciekawostką jako że nie ma grupy w Polsce która miałaby w swoim składzie taki instrument.
Inne zespoły o których słyszałem to White Owl (Biełaja Sowa) – grają folk rock. Stary zespół, podobno jeden z weteranow sceny, Puck&Piper, pomimo plotek że się rozpadł w dalszym ciągu istnieje i działa.
Bardzo podobna sytuacja jest w Sankt Petersburgu. Zespoły grające muzykę celtycką można też znaleźć w miastach takich jak: Nowosybirsk, Rostow, Niznyj Nowogorod, Samara, Harkow. Wynika z tego, że po sąsiedzku mamy bardzo prężnie działającą scenę muzyczną, grajacą w klimatach zbliżonych do muzyki którą ja gram. Jakby nie było, cieszę się strasznie z tego, że jeżeli kiedyś przypadkiem, znajdę się gdzieś na Syberii, mogę spotkać kogoś z kim wspólnie będę mógł sobie pograć, kawałki które obaj znamy.
Możemy zauważyć w Polsce rosnącą popularność muzyki celtyckiej. Od kilku lat w różnych częściach naszego kraju organizowane są liczne przeglądy, festiwale i koncerty tej muzyki. Goszczą na nich zarówno duże gwiazdy z wysp brytyjskich jak również nasze rodzime grupy. W samym Trójmieście działa kilka zespołów wykonujących muzykę opartą na celtyckich korzeniach. W związku z tym muzyka tego typu rozbrzmiewa często w pubach i salach koncertowych. Jedną z oryginalniejszych kapel grających celtycką muzykę folkową jest zespół „Caledonia”.
Aktivist: Ostatnio wiele zespołów zaczęło na nowo doceniać uroki folku. Dlaczego akurat zdecydowaliście się grać ten rodzaj muzyki?
Rafał Chojnacki: Myślę, że każdy z nas w inny sposób zaczął poznawać tę muzykę i kulturę. Moje zainteresowania rozpoczęły się dość dawno. Za sprawą serialu o Robin Hoodzie, do którego muzykę skomponował zespół Clannad. Poza tym usłyszałem o Irlandzkiej Armii Republikańskiej i zafascynowało mnie to. Bardzo żałuję, że nie ma ich oddziału w Trójmieście (śmiech). Obecnie poza muzyką staram się poznawać inne aspekty tradycji celtyckiej. Uczę się języka gaelickiego (rodzimy język szkocki). Oprócz tego poznaję poezję i tańce irlandzkie.
Aktivist: Używacie, między innymi, tradycyjnych irlandzkich instrumentów. Czy trudno je zdobyć?
Artur Guja: Spośród całego zespołu to ja używam najbardziej tradycyjnych instrumentów. Zdobycie ich jest rzeczywiście bardzo trudne, ale dla chcącego nic trudnego. Jedyną naprawdę dużą przeszkodą są finanse, ponieważ sprowadzenie oryginalnych dud czy bodhranu jest niezwykle kosztowne. Przy okazji mam prośbę. Nie opacznie zostawiliśmy dwa instrumenty: bodhran i whistles w kolejce SKM. Uczciwego znalazcę prosimy o kontakt z redakcją Aktivist. Z góry serdecznie dziękujemy.
Aktivist: Powstaliście trzy lata temu. Jak z perspektywy czasu zmienia się scena folkowa w Polsce, czy w ogóle takowa istnieje?
Sebastian Przybyszewski: Ostatnio dużo się zmieniło za sprawą boomu na Brathanki oraz Golec uOrkiestra. Choć myślę, że ta moda minie, to część osób zainteresowana tymi pop-folkowymi grupami wejdzie głębiej w prawdziwy folk. A co do drugiej części pytania, to scena folkowa w Polsce dopiero raczkuje. Jednak jest zdecydowanie lepiej niż kilka lat temu. Dziś ten rodzaj twórczości jest w ogóle kojarzony w miarę poprawnie .
Aktivist: Jakie są wasze dokonania koncertowe . Gdzie chcieli byście wystąpić?
Rafał Chojnacki: Mamy na swoim koncie liczne koncerty w wielu trójmiejskich i szczecińskich pubach, z powodzeniem występowaliśmy też na Bazunie , Neptunaliach, festiwalu muzyki Celtyckiej w Poznaniu oraz na weekendzie irlandzkim w Pile. W tej chwili nie koncertujemy, ponieważ tworzymy nowy materiał, ale już niedługo się to zmieni. Mam nadzieje, że zagramy kolejny raz w Poznaniu. Oczywiście bardzo chcielibyśmy zagrać w Irlandii, może kiedyś będzie nam to dane.
Wywiad pojawił się w piśmie „Aktivist”