Tak to już jest, że często jak człowiek myśli o muzyce jakiegoś twórcy, od razu łączy ją z jego macierzystą grupą. Jak wspomina się Mike’a Scotta, myśli się o The Waterboys, Shane MacGowan to oczywiście The Pogues. Tak samo jest z Justinem Sullivanem. Przez lata kojarzony był niemal wyłącznie z New Model Army.
Tag: Rafał Chojnacki (Page 2 of 11)
Amerykańska grupa Skeleton McKee pochodzi z Dallas i tworzą muzycy związani z lokalną sceną folkową. Grająca na akordeonie wokalistka Betsy Cummings występuje z takimi grupami, jak Lost Tribe i Beyond the Pale. Marj Troyer, mandolinistka i gitarzystka, grająca też na tenorowym banjo, przez wiele lat była członkinią The Trinity River Whalers.
Groupa „Silent Folk”
W gruncie rzeczy nie ma chyba obecnie bardziej klasycznej grupy folkowej w Szwecji, niż Groupa. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie kryje się po części w nazwie zespołu. Kiedy zaczęli grać koncerty praktycznie nie było w Szwecji zespołów folkowych, grających tradycyjną i inspirowaną tradycją muzykę. Taką, jaką kojarzymy np. z Irlandii. Skandynawowie nie mieli po prostu takiej tradycji.
W 2014 roku klasycy współczesnego polskiego pop-folku wrócili w naprawdę dobrym stylu. Już od jakiegoś czasu w mediach pojawiał się singiel Mamo ja nie chcę za mąż, w którym słychać było prawie wszystkie elementy stylu dawnych Brathanków, jeszcze z czasów współpracy z Haliną Mlynkovą. Jedyne czego naprawdę w nim brakowało, to gitary Jacka Królika.
Cechą chatrakterystyczną wielu współczesnych, autorskich piosenek, wykonywanych na żeglarskiej scenie przez kobiety, jest ich portowość. Oczywiście zdarzają się opowieści o żeglowaniu, o dzielnych piratkach czy poetyckie opisy morza, jednak stereotyp kobiety w morskim folku przedstawia ją jako czekającą na brzegu. Czekają na chłopaków, mężów synów. I tęsknią.
Dopóki nie zabrzmiały pierwsze dźwięki tej płyty, nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo brakowało mi takiej muzyki, jaką proponuje Arunka. Wprawdzie jakiś czas temu przypomniałem sobie pierwsze nagrania irlandzkiej grupy Clannad, nad których korzennym jeszcze wówczas folkiem unosił się duch hippisowskiej improwizacji, jednak w Polsce już dość dawno nie słyszałem takiego grania.
Na fali popularności amerykańskiego folku, którego symbolem stał się w tamtych latach Bob Dylan, powstało w Europie wiele zespołów, które wraz z późniejszym Noblistą weszły w pewnym w kierunku folk-rocka. Tak było również z niemiecką grupą Bröselmaschine. Korzenie zespołu tkwią w folkowej grupie Les Autres, która powstała w 1966 roku. Jej członkowie zasilili później kilka formacji o wyraźnie hippisowskim odcieniu.
Irlandzka harmonistka Sharon Shannon to od wielu lat jedna z najpewniejszych „firm” w całym światku muzyki celtyckiej. Każdą jej kolejną płytę można polecać, właściwie w ciemno. Z najnowszym albumem jest dokładnie tak samo. Różnica tylko taka, ze tym razem Sharon nie zaprosiła do studia tak wielu gości z irlandzkiej brytyjskiej sceny folkowej. To jednak bynajmniej nie znaczy, że ich tam zabrakło.
Z okładki płyty spogląda na nas niewiasta i trzech facetów – wszyscy mniej lub bardziej folkowo ucharakteryzowani. W tle na niebieskawym tle jasny krzyż świętego Andrzeja. Znaczy to, że muzycznie jesteśmy w Szkocji. Jednak nagromadzenie tych akcentów sugeruje, że nie mamy do czynienia ze szkockim zespołem, zwłaszcza że nazwa Kilkenny Band, jest jakaś taka bardziej irlandzka. Kogóż zatem oglądamy na okładce? To folkowy kwartet z Osnabrück, mamy zatem do czynienia z sąsiadami zza zachodniej granicy.