Okładka prezentuje szaloną ferajnę z grupy Troty w jakiejś drewutni, na dodatek logo wygląda na zabite dechami. Ani chybi musi tu chodzić o jakieś trociny, a muzykantom pochrzaniło się w nazwie… Jednak bez względu na to co naprawdę oznacza słowo Troty, to po przesłuchaniu płyty jestem za tym, żeby dopisali sobie na zakończenie literkę L. Ten materiał to prawdziwy dynamit i aż się człowiek cieszy że takie rzeczy gra się w Polsce.