Po kilkunastu latach przerwy planuję w tym roku wybrać się na krakowski festiwal „Shanties”, przed laty nazywany – nie bez powodu – „festiwalem festiwali”. Był taki czas, kiedy wystarczyło pojechać na ten jeden w roku festiwal by wiedzieć co w żeglarskim graniu aktualnie się dzieje. Dziś sytuacja jest trochę inna, nie dlatego, że „Shanties” to impreze o mniejszym znaczeniu. Po prostu tzw. scena szantowa mocno się zdecentralizowała, powstało kilka silnych ośrodków, w których muzyczne życie toczy się jakby równolegle. Dlatego też od lat organizatorzy stosują nieco inny klucz doboru wykonawców, balansując między sprawdzonymi markami, a promocją utalentowanych młodzików.