Page 29 of 285

Shantaż

Jesteśmy olsztyńskim zespołem zafascynowanym pięknem rejonu Wielkich Jezior Mazurskich oraz turystyczną piosenką wakacyjną.

Na scenie zadebiutowaliśmy wiosną 1998 roku. Wykonujemy szanty szuwarowo-bagienne i piosenki żeglarskie. W swoim repertuarze – oprócz utworów autorskich (ponad 25 kompozycji) – mamy piosenki K. Klenczona i S. Krajewskiego, a także – w razie potrzeby – znane i lubiane szanty „masowego rażenia”. Posiadamy bogate instrumentarium, a w zespole grają absolwenci oraz wykładowcy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Jesteśmy szóstką muzyków, która ma na swoim koncie wiele występów na różnego rodzaju festiwalach i przeglądach, także tych z zagraniczną obsadą.

W 2002 roku wydaliśmy dobrze przyjętą płytę „Szaleństwo Majki Skowron”. W lipcu 2007 odbyła się premiera drugiej produkcji zespołu pt. „Wrócisz na jeziora”. We wrześniu 2011 roku ukazała się trzecia płyta z piosenkami Seweryna Krajewskiego i Krzysztofa Klenczona, pt. „Czas powrotów”.

Większość z naszych utworów to autorskie kompozycje spółki Krzysztof Beśka (poeta, prozaik, dramaturg, nominowany do „Paszportów” tygodnika Polityka za powieść „Wrzawa”) – Marek Matyjewicz (pedagog, animator kultury, muzyk). Inspiracją naszej twórczości są osobiste doświadczenia żeglarskie, bądź emocje powstałe po lekturze wielu cenionych dzieł światowej literatury marynistycznej i filmów o tej tematyce. Zawarliśmy je w takich piosenkach, jak: „Nóż w wodzie”, „Szaleństwo Majki Skowron”, „Lord Jim”, „Smuga Cienia”, „Moby Dick” i innych.

Materiał własny zespołu

Libra

Libra to zespól założony przez Liz Katrin,projekt, który Liz realizuje od kilkunastu lat z rożnymi muzykami.
Repertuar zespołu stanowią kompozycje Liz w klimatach neoceltyckich (z tekstami w jerzyku polskim, galicyjskim, kastylijskim, staroangielskim i w języku tolkienowskich Elfów), muzyka z hiszpańskiej Galicji oraz covery (np. zespołu Nightwish).
Libra wystąpiła dotąd miedzy innymi na antenie Programu II Polskiego Radia, w hiszpańskim radiu Onda Cero (Galicia/Hiszpania), u boku hiszpańskiego gitarzysty Martina Blanesa oraz jako support zespołu Beltaine podczas widowiska muzyczno-tanecznego Celtic Motion Project, jak również w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (2008, 2009), podczas „IV Feria de Vinos Españoles” zorganizowanej przez Ambasade Hiszpanii oraz na Festiwalu Beltaine w Luxemburgu (2009).
Więcej na: www.myspace.com/lizkatrin

OKAW Sztorm

Gramy folk-rocka w brzmieniu „szantowosztormowym”. Zespół powstał w 2003 r. i istniał przez 2 lata pod inną nazwą. Jednak w drodze ewolucji, korupcji, indukcji i innych przemian przyjęliśmy nazwę OKAW Sztorm. To, co kryje się pod nazwą zespołu pozostawiamy dla bardziej wtajemniczonych. Ma ona poniekąd związek z baaardzo dużym sztormem :). Nasza muzyka to odważne łączenie instrumentów (akordeon, gitara, puzon, perkusja ) i form muzycznych: rock, folk, reggae, a nawet rytmów rodem ze stolicy piratów – Karaibów. Na naszych występach usłyszeć możecie kawałki autorskie, klasyczną szantę, jak i piosenki żeglarskie. W ostatnich latach mogliście nas zobaczyć na kilkuset koncertach i festiwalach: na Kopyści w Białymstoku, Szantach w Giżycku, Wrocławiu, Radomiu, Krakowie. Koncertowaliśmy także w miastach niemieckich Querfurcie oraz Dortmundzie. Udało nam się zdobyć wiele nagród, m.in. Grand Prix, 2-krotnie nagrodę publiczności oraz Nagroda Podlaskiego Akademickiego Yacht Klubu Festiwalu Kopyść w Białymstoku, Grand Prix Festiwalu Rafa w Radomiu, II miejsce Festiwalu Szantowego w Giżycku, II miejsce Festiwalu we Wrocławiu.

Grzegorz Polakowski – wokal i gitara elektroakustyczna
Daniel Szejda „Kudłaty” – wokal akordeon
Wojciech Ratkiewicz „Piękny Wojtek” – gitara elektryczna
Andrzej Waluś „Łoli” – perkusista
Andrzej Gasiul „Gołota” – gitara basowa

Strona internetowa: www.okawsztorm.pl

Materiał własny zespołu

Samokhin Band

Pochodzący z Łodzi zespół Samokhin Band, jest niesamowicie energetyczny na scenie, gramy folk z rosyjskimi wpływami, odrobiną jazzu, rocka, szczyptą ska…

Założycielem zespołu Samokhin Band jest Rosjanin Pavel Samokhin jeden z najlepszych trębaczy w Polsce, który mawia o swoim pochodzeniu: „Urodziłem się nad „Cichym Donem” w stanicy dońskich kozaków pod Rostowem. W wieku pięciu lat zacząłem uczyć się jeździć na koniu, a sześciu – grać na trąbce.”
Wulkan energii – tak mówią o nim wszyscy, którzy go widzieli na
koncertach. W składzie mamy też członków o pochodzeniu niemieckim i żydowskim…

Skład

Pavel Samokhin – trąbka, wokal

Marek Maciejewski – saksofon
Paweł Szymczak – perkusja
Leszek Kołodziejski – akordeon, instrumenty klawiszowe
Bernard Zdonek – trąbka
Mariusz Młynarczyk – puzon
Bartek Stępień – kontrabas, gitara basowa
Sebastian Binder – gitara akustyczna, gitara elektryczna

Z zespołem współpracuje, jako autorka tekstów Zofia Warzyńska-Bartczak.

Strona zespołu: www.samokhinband.pl

Materiał własny zespołu

Pospolite Ruszenie „Świebodność”

Na początku odbierałem Pospolite Ruszenie, jak swego rodzaju rozwinięcie formuły, jaką Paweł Iwaszkiewicz realizował w grupie Open Folk. Właściwie sięgnięcie do tradycji polskiej było w pewnym sensie spełnieniem dawnych zapowiedzi, zgodnie z którymi Open Folk miał opracować materiał na słowiańską płytę. Po przesłuchaniu trzech zawartych na debiutanckiej płycie Pospolitego Ruszenia utworów zmieniam jednak zdanie. Choć są tu wpływy folku i muzyki średniowiecznej, to odbiega ona od openfolkowej formuły. Znacznie bliżej moich wyobrażeń o ich realizacji jest zespół Żywiołak, w którym inny muzyk Open Folku, Robert Wasilewski, połączył siły z Robertem Jaworskim, tworząc zespół na wskroś przesiąknięty słowiańszczyzną.
W Pospolitym ruszeniu spore znaczenie ma aspekt religijny. Tu by się raczej z Żywiołakiem nie spotkali, chociaż… Przyznaję, że wspólny projekt tych kapel mógłby być bardzo interesujący.
Trzy utwory, które znalazły się na tym maxi singlu, to rockowe, czasem nawet metalowe aranżacje naszych polskich średniowiecznych i renesansowych pieśni. Utworów mało, ale dają pojęcie o klasie zespołu.
Sporo do powiedzenia przy aranżowaniu tych utworów miał Krzysztof Kramarz, gitarzysta zespołu i realizator nagrań. Być może to dzięki niemu zespół grający muzykę średniowieczno-rockową nie brzmi jak grające w większości na jedno kopyto zespoły niemieckie. Nie ma tu mowy o grani tylko i wyłącznie „pod nóżkę” dla klaszczących miarowo tłumów. Nie znaczy to bynajmniej że muzyka ta nie może porwać do tańca. Mimo religijnego tła, jest dość melodyjna.
Debiut bardzo udany, ale niedosyt związany z krótką formą materiału jest spory. Czekamy na więcej.

Rafał Chojnacki

Mundi „Apple Howling”

Członkowie amerykańskiej grupy Mundi wywodzą się ze środowiska muzyków związanych z rockiem progresywnym. Jednak na płytach sygnowanych tą nazwą nawiązują raczej do muzyki dawnej (ze szczególnym upodobaniem do renesansu) i folku.
Możliwości zespołu dobrze pokazuje tytułowa kompozycja. „Apple Howling” to kompozycja zakorzeniona w muzyce środkowego wschodu. Z jednej strony słychać wyraźnie etniczne brzmienia z drugiej zaś ciągoty muzyków do progresywnych pasaży muzycznych.
Warto posłuchać niektórych eksperymentów, które proponuję. Takim eksperymentem może być choćby „`Cape Breton` Bouree”, ale również spopularyzowana przez grupę Dead Can Dance wersja „Saltorello”. Mundi grają łagodnie, ale z ciekawymi pomysłami.
nawet znane utwory z repertuaru tuzów muzyki celtyckiej wychodzą im trochę inaczej. Kompozycja „Music for a Found Harmonium”, Simona Jeffesa, którą z powodzeniem wykonywali m.in. Patrick Street czy James Galway, kołysze się właśnie gdzieś pomiędzy łagodnymi brzmieniami „easy listening”, a pubowym folkiem. Podobnie jest z „Women of Ireland”, przypominającym wykonanie Mike`a Oldfielda. W wersjach grupy Mundi utwory czasem tracą na dynamice, ale zyskują za to inny wymiar.
Zdecydowanie jest to płyta dla miłośników spokojnych, stonowanych brzmień. Słuchacze wymagający ostrzejszych dźwięków mogą sobie tę płytę odpuścić.

Rafał Chojnacki

Bez Jacka i Słodki Całus „Ot tak po prostu, tom 1”

Zespół Bez Jacka ma niewątpliwie pozycję legendy w świecie piosenki studenckiej i poetyckiej. Rewelacyjne teksty i ekspresyjna muzyka, to domena ich muzyki. Nic dziwnego, że po kompozycje tej grupy sięgają często zespoły podążające tymi samymi drogami. Przed laty zespół Słodki Całus Od Buby grał swoją wersję ich utworu „Śni się lasom las”. Teraz obie grupy połączyły siły, czego efektem jest dwupłytowy projekt „Ot tak po prostu”. Nie jest to jednak dzieło nierozerwalne, co prawda zaprojektowano je na dwa krążki, ale wydano w pewnym odstępie czasu, dzięki czemu są to właściwie dwie osobne płyty, nagrane przez tą samą ekipę.
Sama koncepcja albumu wymusiła pewne zmiany w składach. W projekcie nie występuje m.in. Jacek Jakubowski odpowiadający za instrumenty klawiszowe w Całusach. Muzycy doszli wspólnie do wniosku, że dublowanie instrumentów melodycznych i rozdmuchiwanie ponad miarę składu nie wyjdzie zespołowi na dobre, zwłaszcza, że projekt miał też swoje odsłony koncertowe (od nich właściwie się zaczęło).
Otwierająca płytę kompozycja „Co jest wielkie a co małe” pokazuje o co tak właściwie chodzi w tym graniu. Ostre dźwięki gitary Mariusza Wilke i zdecydowany rytm perkusji, nadają piosenkom grupy Bez Jacka nowego wymiaru. O to głownie chodzi w tym projekcie. Jednocześnie charakterystyczny głos Zbigniewa Stefańskiego nie pozostawia wątpliwości, ze to wciąż autentyczny przekaz zespołu.
Wspomniana piosenka „Śni się lasom las” również znalazła się na tej płycie. Nie śpiewa jej jednak Mariusz Kamper, który wykonywał ją na płycie i na koncertach Słodkiego Całusa, jednak aranżacja zrobiona przed laty przez tą grupę stała się podstawą nowej wersji.
Właściwie każda piosenka z tego krążka zasługiwałaby na wyróżnienie, cóż to jednak byłoby za wyróżnienie, gdyby wymienić wszystkie dziesięć zarejestrowanych utworów? Dlatego też mój wybór padł na niezwykle łagodne „Jabłka”, zaśpiewane przez Krzysztofa Jurkiewicza i „Siebie poproś” w wykonaniu Mariusza Kampera. Nie bez powodu wskazuję na dwie piosenki śpiewane przez wokalistów Słodkiego Całusa. Dla słuchaczy znających piosenki grupy Bez Jacka to one będą najbardziej nieoczekiwanymi utworami na płycie. Do tego samego świata należy jeszcze piosenka „Czasu nie mam za nic”, choć dwie wcześniej wymienione wydają się być znacznie ciekawsze.
Okładka albumu, przestawiająca muzyków biesiadujących wspólnie przy stole. Zawarte tu utwory rzeczywiście sprawiają wrażenie spotkania przyjaciół, którzy postanowili pograć sobie razem. Jako że są muzykami szanującymi swoich słuchaczy, postanowili podarować im coś więcej, zaaranżowali więc na nowo cały materiał, podchodząc do piosenek tak, jakby były napisane specjalnie dla tego nowego składu.
Muzykiem, który najwięcej wniósł w nowe brzmienie jest niewątpliwie Mariusz Wilke, gitarzysta, w którego studiu powstał ten materiał. Tym, którzy znają go z trójmiejskich zespołów, takich jak Smugglers, Szela czy właśnie Słodki Całus Od Buby nie trzeba go przedstawiać. Dzięki niemu oparte na melodyce fletu piosenki grupy Bez Jacka zbliżyły się do rockowego brzmienia, mogącego się niekiedy kojarzyć z szamańskimi brzmieniami zespołu Jethro Tull.

Rafał Chojnacki

Andy M. Stewart & Manus Lunny „Dublin Lady”

Trudno wyobrazić sobie lepszy album z irlandzkimi balladami. Niesamowicie wibrujący głos Andy`ego i delikatny głos Manusa, to mieszanka, od której ciarki przechodzą po plecach. Tytułowa ballada „Dublin Lady”, jeśli dodatkowo wczytamy się w tekst, pozostawia po sobie niezatarte wrażenie. Podobnie jest z piękną piosenką otwierającą album – „Take Her In Your Arms”.
Rownież „Where Are You (Tonight I Wonder)” nie obniża lotów, to kolejna piosenka, która broni się zarówno w zestawie, jak i solo, w oderwaniu od płyty.
„Freedom Is Like Gold” to kolejna perełka, w której nastrój potęgowany jest przez mocny śpiew Stewarta i wyrazistą gitarę.
Ballada „Bogie`s Bonnie Bell”, to piosenka, w której łatwo się zakochać. Ja jestem w niej zakochany odkąd usłyszałem ją w folk-rockowym wykonaniu amerykańskiej grupy Tempest. Łagodna wersja zaprezentowana na tej płycie zaskakuje, ale jest tak piękna, że trudno odmówić sobie słuchania.
Przejmująca historia wyśpiewana w „Dinny the Pipper” rówież robi niesamowite wrażenie. Zaśpiewana bez akompaniamentu pieśń to dobra wizytówka tej świetnej płyty. Ale przecież „Heart Of The Home” i „The Humours Of Whiskey” to również świetne, wyróżniające się piosenki. A „Tak` It, Man Tak` It” to świetne, nieco niepokojące zakończenie tej doskonałej płyty.
Wymienione powyżej dziewięć piosenek, to już wszystko. Na płycie nie ma niczego więcej, za to można bez trudu orzec, że każda piosenka warta jest uwagi.
Album sygnowany jest przez duet Stewart & Lunny, ale pojawiają się na nim również inni muzycy, co odciska swoje piętno na płycie. Phil Cunningham, stary kumpel Andy`ego z czasów gry w Silly Wizard, to jedna z ikon celtyckiego folku. Wraz z Cunninghamem pojawił się również grający z nim od lat Aly Bain, muzyk legendarnej grupy Boys of the Lough.
Andy M. Stewart nazywany jest najbardziej utalentowanym śpiewakiem jakiego nosiła irlandzka ziemia. Niewątpliwie to prawda, mało kto dysponuje bowiem głosem, który tak bardzo pasowałby do tamtejszej muzyki.
Manus Lunny nagrał z Andy`m M. Stewartem cztery płyty. Po ostatniej, nagranej w 1990 („At It Again”) rodzimy zespół Manusa, Cappercaillie, nagrał przełomowy album „Delirium”, od którego rozpoczęła się międzynarodowa sława tej grupy. Pozostaje jednak mieć nadzieję, że obaj panowie wrócą jeszcze kiedyś do wspólnego grania.

Rafał Chojnacki

Andrew Mill „Drain Pipe Dreams”

Sandy Brechin to muzyk znany w Polsce przede wszystkim z folk-rockwego projektu Burach, z którym koncertował w naszym kraju.Dał się poznać jako bardzo interesujący akordeonista. Od kilku lat prowadzi również wytwórnię Brechin-All-Records, w której wydaje albumy zaprzyjaźnionych zespołów i solistów.
Andrew Mill nie jest twórcą znanym, a jednak pisane przez niego piosenki nie ustępują tym, które piszą znani songwriterzy. Trochę więcej w nich bluesa, czy nawet drobnych elementów country, ale to raczej efekt żartobliwego podejścia do aranżacji.
Żarty muzyczne są na tej płycie na porządku dziennym. Kiedy słuchamy wstępu do „Stranded In the Sky” zastanawiamy się, kiedy gitarzyście skończy się gryf przy stałym obniżaniu tonacji.
Nawet tam, gdzie piosenki brzmią „na poważnie”, wciąż bliżej im do lekkiego dylanowskiego folk-rocka, niż do celtyckich brzmień, do których przyzwyczaili słuchaczy inni koledzy Sandy`ego.

Rafał Chojnacki

Drake „Legenda”

Druga płyta. Dla każdego zespołu to sprawdzian umiejętności, zarówno wykonawczych jak i repertuarowych. Słuchacze do drugiej płyty podchodzą zazwyczaj ostrożniej. Powszechnie wiadomo, że zespoły na swoich debiutanckich albumach zamieszczają to, co mają najlepszego. Druga płyta pokazuje na co możemy liczyć w trakcie normalnej, stałej działalności kapeli.

Częstochowska grupa Drake do swojej drugiej płyty podeszła najwyraźniej dość poważnie, ale jednak ze sporym luzem. Powagę wyczuć można w dbałości, z jaką zarejestrowano ten album, luz zaś czuć w ciekawych melodiach i lekkich, spokojnie zagranych aranżacjach.

Od pierwszych taktów słychać też, że coś się w muzyce grupy Drake zmieniło. Zniknęło banjo, a bardzo ciekawą rolę dostał akordeon. Już na płycie „Talizman”, zdarzało się, że tworzył on w niektórych utworach specyficzny klimat tła, jednak to właśnie na „Legendzie” staje się on czołowym instrumentem. Flety i mandolina, które odpowiadają za pozostałe melodie, są tu raczej od dogrywania smaczków.

Począwszy od pierwszego utworu, tytułowej „Legendy”, mamy do czynienia z opowieścią,w której klimat grozy miesza się z marynistyczną tematyką. Kojarzyć się to morze z pisarstwem Fredericka Marryata. Takich piosenek jest na płycie więcej i to one nadają albumowi specyficznego klimatu. Jego ślady można znaleźć również w utworach „Ostatni ziemi brzeg”, „Duchy wybrzeża” i „Fram”.

Nie można jednak powiedzieć, że „Legenda” to płyta smutna czy w całości pogrążona w nastroju grozy. Wiele utworów przeczy takiemu twierdzeniu. Już choćby drugi utwór na krążku, „Opowieść sztormowa”, mimo niepokojącego nastroju ma w sobie coś o wiele bardziej żywiołowego. Zapewne dzieje się tak dzięki dziarskiej melodii wdzierającej się między zwrotki.

Najbardziej wesołą piosenką jest jednak „Stary Dan Tucker”, w którym pobrzmiewają echa bluegrassowych wycieczek grupy Drake z pierwszej płyty. W utworze tym na banjo zagrał gościnnie Michał Smoliński z grupy Prawdziwe Perły.

Instrumentalna melodia „Dziewczyna z Normandii” pochodzi z pierwszej, wówczas jeszcze winylowej, płyty grupy Tonam & Synowie. W wersji chłopaków z Częstochowy można mówić o czymś w rodzaju szalenie interesującego pastiszu. Melodia brzmi bowiem jakby tytułowa dziewczyna nie pochodziła wcale z zachodniego krańca Europy, a mieszkała raczej gdzieś na wschodnich rubieżach Galicji, w rejonie Lwowa.

Pozostałe dwie kompozycje instrumentalne, to utwory autorskie. Jak sami muzycy zdradzili niedawno w wywiadzie, są to melodie, które początkowo miały być piosenkami, ale zdecydowano się opracować je jako ilustracje muzyczne. W tej roli sprawdzają się znakomicie.

W porównaniu z pierwszą płytą okrzepł nieco wokal Sławka Bielana. Momentami może się kojarzyć z Henrykiem Czekałą („Szkotem”), wokalista Mechaników Shanty. Również muzyka brzmi czasem w podobnym do „mechanikowskiego” klimacie, co jest o tyle interesujące, że przecież na „Legendzie” mamy do czynienia z niemal samymi kompozycjami autorskimi, a Mechanicy grają głównie utwory tradycyjne. Mówi to też wiele o kompozycjach, których większość napisał Piotr Pala, gitarzysta Drake`a. To fajne, osadzone we współczesnej muzyce utwory, czuć w nich jednocześnie zamiłowanie do tradycyjnych brzmień, jak i próbę odejścia wyłącznie od folkowych inspiracji. Takie postawienie sprawy powoduje, że muzyka zawarta na płycie brzmi wyjątkowo świeżo.

Nie da się słuchając tego albumu zapomnieć o gościach. Chyba najbardziej rzucającym się w uszy utworem z udziałem zaproszonego muzyka jest piosenka „Na dnie serca”, którą zaśpiewał Wojciech Dudziński („Sep”) z zespołu Ryczące Dwudziestki. Mogłaby ona się równie dobrze znaleźć na jego solowej płycie z celtyckimi balladami, jaką wydał kilka lat temu. Tam również byłaby perełką, podobnie jak na „Legendzie”. Kobiecy wokal pojawiający się w tle w „Duchach wybrzeża” również jest niemożliwy do pominięcia. To Kasia Kaniowska, wokalistka grupy Pchnąć W Tę Łódź Jeża. Przy okazji, będąc już te tropie PWTŁJ, warto zaznaczyć, że nowe brzmienie Drake`a zmierza jakby nieco w kierunku tego właśnie zespołu. Rytmy nie są co prawda jeszcze tak połamane jak u Jeży, a i repertuar na „Legendzie”, w porównaniu z debiutanckimi „Szksipczami” wydaje się być o wiele bardziej spójny.

Ale myślenie o muzyce wydaje się momentami podobne, być może cześć zasługi leży częściowo po stronie Łukasza Drzewieckiego, realizatora nagrań obu zespołów.

Druga płyta Drake`a to nie tylko udanie zdany egzamin, ale też po prostu płyta, do której z przyjemnością będzie się wracać nawet za kilka lat. Jeśli okaże się, że raz na jakiś czas zespół jest nas w stanie uraczyć tego typu produkcją, to pozostaje czekać na następne płyty z olbrzymią niecierpliwością.

Rafał Chojnacki

Page 29 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén