Page 31 of 285

Greenland Whalefishers „Songs from the Bunker”

Norweska grupa Greenland Whalefishers słynie z tego, że ich piosenki brzmią jak The Pogues. Tylko lepiej.
Od czasu gdy legendarny zespół Shane`a MacGowana zamienił się w maszynkę do produkowania kilka razy do roku koncertowych setów składających się niemal wyłącznie z odgrzewanych kotletów, wśród fanów punk-folkowego grania na celtycką nutę rozgorzała dyskusja dotycząca spadkobierców The Pogues. Wiadomo, że wielu z nich – jak Amerykanie z Dropkick Murphy`s i Flogging Molly, czy choćby niemiecka grupa Fiddler`s Green – poszło własną drogą. Są zadłużeni u The Pogues, ale pracują już na własny rachunek. Norweska grupa Greenland Whalefishers należy jednak do tych zespołów, którym stylistyka formacji MacGowana tak bardzo przypadła do gustu, że własne piosenki aranżują dokładnie tak, jakby grali covery Poguesów. Owszem, zdarzają się skoki w bok, ale epizodycznie.
Album „Songs from the Bunker” pokazuje formację w bardzo dobrej formie. Od punkowo brzmiącego „Intro”, w które wdzierają się przebojem folkowe instrumenty, przez pubowe zaśpiewy w „Waiting” i nawiązujący do stylistyki wczesnych The Pogues „Police Chief Inspector”, po wesołe partie instrumentalne w „Rich Holder At Thorp Arch” i punk-folkowy hymn „Put Me On A Train” – kapela daje z siebie wszystko.
W odróżnieniu od poprzednich albumów na tej płycie Norwedzy brzmią nieco ostrzej, bardziej gitarowo. Jeżeli miałbym dalej trzymać się porównań do najbardziej znanej kapeli z tego nurtu, to „Songs from the Bunker” bliżej do ostatnich albmów The Pogues – „Waiting For Herb” i „Pogue Mahone”. Różnica jest jednak taka, że mimo trochę cięższego brzmienia, Greenland Whalefishers zachowali więcej celtyckich elementów. Ich idole romansowali w tym czasie z muzyką świata.
Na nowej płycie norweska grupa pokazuje, że tzw. „Paddy Punk”, to wciąż ich domena, stylistyka, w której czują się dobrze i wewnątrz której dalej chcą się poruszać. To dobrze, ponieważ od niektórych kapel nie powinno się wymagać zmian konwencji, które sugerowałyby rozwój zespołu. Greenland Whalefishers brzmią obecnie bardzo dobrze i tak powinno zostać.

Rafał Chojnacki

Pantokraator „Tomidesööjad”

Estoński zespół Pantokraator ma szansę spodobać się przede wszystkim miłośnikom współczesnych brzmień w progresywnym rocku. Ich album „Tomidesööjad” to właśnie przykład takiego grania, dodatkowo podbarwionego folkiem. Już w otwierającym płytę utworze „Metsavaht” słychać, że estoński muzykom podoba się folk-metalowe brzmienie In Extremo. Dalej inspiracje są już bardzo różne, czasem sięgające aż do lat 70-tych, gdzie elektroniczne brzmienia klawiszy mieszały się z rockowym graniem. Wciąż jednak nie pozwala nam się zapomnieć, że źródła piosenek pisanych przez członków zespołu tkwią głęboko w muzyce etnicznej.
Głownymi twórcami repertuaru są Erik Sakkov i Lauri Saatpalu. Pierwszy z nich tworzy również ciekawe brzmienia na klawiszach, flecie i gitarze, podczas gdy drugi jest wokalistą. Niekiedy udzielają się kompozytorsko również inni muzycy zespołu. Nad całą kompozycją aranżacyjną czuwał jednak Erik.
Album „Tomidesööjad” nie jest płytą łatwą, pokazuje jednak, że mało u nas znana estońska scena ma do zaproponowania coś więcej, niż tylko zespoły grające tradycyjnie i biesiadno-rockowy Oort. Pankoraator to kolejna kapela, której będę kibicował i której poczynaniom mam zamiar przyglądać się bliżej.

Rafał Chojnacki

Osjan „Po prostu”

Kiedy wkraczałem w świat muzyki folkowej Osjan miał już w nim swoje własne miejsce. Od początku więc znam ich jako grupę kultową. Kasety z ich nagraniami zdobywało się niełatwo, o występach można było właściwie zapomnieć, zespół praktycznie nie funkcjonował. Kilka lat temu sytuacja się zmieniła, ale poza krążkiem koncertowym właściwie nie dostaliśmy nowych kompozycji.
Album „Po prostu Osjan” rozwiewa jednak wątpliwości. Zespół nie tylko koncertuje, ale i tworzy nowe, bardzo ciekawe kompozycje. Stare oblicze zespołu krzyżuje się na tej płycie z bagażem doświadczeń, jakie muzycy zdobyli przez ostatnie kilkanaście lat.
Mamy tu do czynienia z wyjątkowym albumem, bardzo różnorodnym, ale tkniętym takim charakterystycznym, osjanowym palcem. Nie brakuje tu muzyki, o której można powiedzieć, że jest po prostu piękna. Choć mniej tu tym razem szalonych improwizacyjnych eskapad, to jednak muzyka sprawia wrażenie o wiele dojrzalszej.

Rafał Chojnacki

Formacja

W 2001 roku, z inicjatywy Michała Juszczakiewicza, Waldek Mieczkowski zwołał jeszcze trzech muzyków: Józka Kanieckiego, Jacka Jakubowskiego i Krzyśka Jurkiewicza, aby stworzyć okazjonalny zespół, nazwany naprędce Gdańską Formacją Szantową.
Pomysł okazał się na tyle udany, że GFS zaczęła pojawiać się coraz częściej na scenach tawern i szantowych festiwali. Praca nad autorskim repertuarem (przy wsparciu autora tekstów- Zbyszka Gacha) zaowocowała wieloma nagrodami (za najlepszą piosenkę, za najlepszy tekst, itp.), a w końcu płytą „Barowe opowieści”.
Po śmierci Józka Kanieckiego trzeba było właściwie na nowo tworzyć zespół. Powstawały autorskie utwory, rozwijało się życie koncertowe, a członkowie GFS poszukiwali nowej muzycznej formuły dla zespołu. W wyniku tych poszukiwań własną drogę obrał Waldek Mieczkowski, nagrywając solową płytę, a w konekwencji podejmując solową karierę, z czym związane było odejście z GFS.
Jesienią 2008 do Krzyśka i Jacka (pozostałych ze składu GFS) dołączyli: kontrabasista Darek Gutomski i flecista- dudziarz Tomek Conor Hałuszkiewicz. Ten pierwszy- z filharmonii, a ten drugi, z kręgu muzyki folk. Nie trzeba było długo czekać, aby nowe osobowości i niezwykle brzmiące instrumenty zainspirowały członków zespołu do pisania, a zespołową wyobraźnię pokierowały na zupełnie nowe muzyczne tory.
A że ani to już „gdańska”, a na pewno nie „szantowa”, Formacja została po prostu FORMACJĄ.
Pół roku później Formacja zaczęła nagrywać płytę stanowiącą rodzaj podsumowania tego, co było, z jednoczesnym wskazaniem dróg nowych poszukiwań.
„Moje miasto ma oczy zielone” to ostatnia piosenka, nad którą pracowaliśmy jeszcze z Józkiem. „Jezioro całe w deszczu”, „Jeśli znowu wypłynę”, „Żeglarzem być”, „Moja planeta woda”, „Stary kawaler” czy „Kaper Beneke” to z kolei piosenki, w które swoje serce włożył jeszcze Waldek Mieczkowski. „Gdy fruniesz do Irlandii”, „Miał być jeden rejs” i „Frau Kokoschke” są z nami tak długo, że aż dziw, że nie zostały dotąd nagrane. Nie jest to jednak tylko kronikarski zapis z cyklu „The Best of Archiwalne Nagrania”- wszystkie piosenki zyskały, dzięki Darkowi i Tomkowi, nowe brzmienie i ulepszone aranżacje.
Pozostałe trzy utwory zarejestrowane na płycie („Na strandzie Helu”, „Piosenka o prostej przyjaźni” i „Noce na oceanie”) to już nowe piosenki, pochodzące z autorskiego repertuaru Formacji.
Repertuar zespołu uzupełniają covery piosenek znanych z działalności zespołów, w których mieli szczęście grać Jacek (Krewni i Znajomi Królika, Smugglers) i Krzysiek (Packet, Smugglers). Nowe aranżacje to głównie dzieło Jacka Jakubowskiego, a dobrze znane skądinąd utwory nabierają dzięki nim nowego, oryginalnego charakteru.

W FORMACJI grają:
Dariusz Gutomski- kontrabas;
Tomasz Hałuszkiewicz- whistle, flety, dudy;
Jacek Jakubowski- akordeon, gitara (DADGAD), śpiew;
Krzysztof Jurkiewicz- gitara, mandolina, harmonijki ustne, śpiew

Materiał własny zespołu

Fotografia: Iwona Delegiewicz

Ukrainian Folk

The Ukrainian Folk – to formacja folk-rockowa, która powstała we Lwowie w 1990r. Cieszy się popularnością wśród wielbicieli ukraińskiej muzyki folkowej od 20 lat. W 2001 roku zmienił się skład zespołu, który ożywił muzykę, nadał brzmienie rockowo-folkowe. W tym samym roku, grupa wydała płytę ,,Nie zapominaj,, z nowymi aranżacjami. To sprawiło, że zespół zdobył rzeszę fanów muzyki ukraińskiej. Kolejna płyta została wydana w 2005 roku z okazji jubileuszu XV-lecia działalności ,,15 lat mineło,,. Dzięki swojej pasji, zespół stał się jednym z najbardziej uznawanych wśród fanów ukraińskiej muzyki folkowo-rockowej, co sprawiło, że grupa rozgrzewała publiczność nie tylko w Polsce ale i za granicą m.in.: w Rosji, Austrii, Niemczech, Francji, Ukrainie i Czechach. W 2010 roku formacja nagrała kolejną płytę ,,Mriji,, Repertuar to ukraińskie piosenki ludowe we własnej aranżacji oraz utwory własnej kompozycji.

Dzisiejszy skład zespołu:

Renata Kuźmiak – wokal

Mirosław Baranowski – gitara, gitara akustyczna

Orest Ortyński – wokal, instrumenty klawiszowe

Wiesław Dudek – instrumenty perkusyjne

Patryk Nakielski – skrzypce

Miron Maciopa – wokal, gitara basowa

Materiał własny zespołu

Załoga Dr. Bryga

Powstanie zespołu Załoga Dr. Bryga datuje się na lipiec 2005 roku, kiedy to dwaj kumple Dominik Kaźmierczak i Michał Brzozowski, grający jedynie dla własnej satysfakcji w garażowym zaciszu, postanowili dać publiczny wyraz swoim muzycznym zainteresowaniom. Wkrótce dołączyła do nich Agnieszka Reduch wzbogacając brzmienie zespołu o żeński wokal. Po około roku mniejszych i odrobinę większych koncertów skład formacji powiększył się o Sławka Prusika na gitarze elektroakustycznej oraz Eliasza Brzuszkiewicza perkusji. Ponadto Michał zmienił instrument na gitarę elektryczną, dzięki czemu występy zespołu nabrały bardziej rockowego charakteru. Jesienią 2008 roku miejsce Eliasza na perkusji zajął Marek Kaźmierczak, który zwerbował do zespołu swojego przyjaciela Krzysztofa Augustyniaka, grającego na akordeonie. Tym sposobem skład uformował się na dobre i pozostaje niezmienny do dziś. W 2009 roku instrumentarium zespołu poszerzyło się o saksofon, na którym gra Dominik.
Do ważniejszych wydarzeń w swojej historii zespół może zaliczyć zajęcie II miejsca na Festiwalu Piosenki Żeglarskiej Kopyść w Białymstoku w 2008 roku oraz Nagrodę Publiczności i Nagrodę dla Instrumentalisty (Dominika) na Festiwalu Rock Szanty Serwy 2009. Niemniej ważne były też wystąpienia dla TVP Polonia, TVP1 w programie ‘Kawa czy herbata’ oraz kilkukrotne emisje radiowe w lokalnych rozgłośniach. Od 2008 roku giżycka formacja jest gościem wielu koncertów finałowych festiwali szantowych. Nie bez znaczenia są też koncerty w chorwackim Splicie oraz niemieckim Querfurt w 2009 roku. Dorobek płytowy zespołu to mini-album zatytułowany ‘No Shanties Inside” wydany w 2009 roku. W lutym 2011 roku ukaże się drugi album pt.: ‘Na wschodnim Pacyfiku’ z 10 utworami autorskimi oraz dodatkowym bonus trackiem.
Jak mówią sami członkowie zespołu, koncertowanie to dla nich największa frajda, a podczas występów starają się zarazić publiczność swoją pasją. Najczęściej im to się udaje.

SKŁAD:
AGNIESZKA BRZOZOWSKA – wokal, przeszkadzajki
DOMINIK KAŹMIERCZAK – wokal, bass, saksofon
KRZYSZTOF AUGUSTYNIAK – akordeon
MAREK KAŹMIERCZAK – perkusja, instrumenty perkusyjne
MICHAŁ BRZOZOWSKI – gitara elektryczna
SŁAWEK PRUSIK – gitara akustyczna

Christian Kiefer & Sharron Kraus „The Black Dove”

„The Black Dove”, to album dwójki folkowych wyjadaczy. Christian Kiefer eksperymentuje z brzmieniami od bardzo dawna, nagrywając co roku kilka albumów z różnymi wykonawcami. Sharron Kraus raczej nie trzeba nikomu przedstawiać.
Wyszedł im z tego album przedziwny: piękny, ciekawy, bardzo spokojny, ale też mroczny. Można go zakwalifikować do takich podgatunków, jak „dark folk” czy „alternative folk”. Spokojne, transowe brzmienia instrumentów perkusyjnych czy banjo, dają poczucie obcowania z muzyką nieco odhumanizowaną. Jednak kiedy wszystko to pokrywa ciekawy głos Sharron, od razu okazuje się, że świetnie wpasowuje się ona w klimat utworów, nadając im niepowtarzalny charakter.
Płyta ta świetnie się sprawdza w bardzo rożnych okolicznościach. Zawsze jednak wymaga od słuchacza poświęcenia tej muzyce sporej dawki uwagi.

Rafał Chojnacki

Leonard Luther „Kraina zagubionych marzeń”

Piosenki Leonarda Luthera rozbrzmiewają od dawna na rozmaitych studenckich czy turystycznych scenach. Doczekały się ciekawych opracować, choć sam autor tych utworów preferował wcześniej głównie granie z gitarą i harmonijką ustną. Gitary i harmonijki w tych nagraniach nie brakuje, ale jest też coś więcej – fajna sekcja, której granie zbliża te nagrania do amerykańskiego folku z elementami country. Dopiero w takiej oprawie jeden z przebojów Leonarda – inspirowana „Przeminęło z wiatrem” piosenka „Scarlett” – zyskuje odpowiednią oprawę.
Piosenki Leonarda Luthera to w większości jego muzyka do słów zaprzyjaźnionych autorów. Okazuje się jednak, że jak na zbiór piosenek z różnych lat, nagranych sporo po ich premierach (można powiedzieć, że tracklista tej płyty, to swoiste „the best of…”, stąd podtytuł „)., całość brzmi wyjątkowo spójnie.
Perełkami są tu akustyczne utwory, takie jak „Czas” czy „A więc żyj „. Co prawda niosą one w warstwie wykonawczej głębokie piętno Starego Dobrego Małżeństwa, jednak w tym przypadku porównanie to nie powinno nikogo dziwić.

Rafał Chojnacki

Yeskiezsirumem „Muzyko!”

Druga płyta długogrająca formacji Yeskiezsirumem rozpoczyna się od autorskiej kompozycji Pawła Soleckiego, opartej na kaukaskich rytmach. Dalej mamy już głównie to, do czego zespół przyzwyczaił nas na płycie „Z aniołami” – piękne, poetyckie utwory, zagrane w folkowy sposób. Przy czym zarówno istrumentarium (m.in. flety, duduk, cajon, darabuka, akordeon, marimba, skrzypce czy banjo), jak i umiejętności muzyków pozwalają nam cieszyć się rzeczywistymi odwołaniami do brzmien typowych dla wsi, pól, bezdroży i wiejskich, przydrożnych karczm. No, może z tymi karczmami to nie do końca by się zgadzało, ale to głownie dlatego, że w karczmach gra się teraz niewłaściwą muzykę.
Członkowie zespołu sami piszą piosenki, niekiedy wspierając się wierszami znanych poetów (jak choćby Poświatowskiej, Gałczyskiego czy Wojtyły), a nawet sięgając po kompozycje z repertuaru Marka Grechuty. Ta płyta jest wybitnie „grechutowa”, bowiem wśród szesnastu zawartych na krążku kompozycji znalazło się aż cztery spośród piosenek tego wykonawcy.
Słuchając nowych nagrań Yeskiezsirumem nietrudno dojść do wniosku, że kapela trochę się rozwinęła. Przede wszystkim brzmi dużo bardziej różnorodnie. Zahaczają rejony zarezerwowane dotąd dla Voo Voo, czasem przechadzają się po ścieżkach wydeptanych przez Stare Dobre Małżeństwo, innym zaś razem brzmią jak rasowa folk-rockowa kapela.
Mam wrażenie, że muzyka jest w całym tym projekcie równie ważna jak tekst, co nie zawsze da się powiedzieć o zespołach śpiewających poezję. Yeskiezsirumem nie dość, że robią to z wdziękiem, to jeszcze pokazują, że mogą to być po prostu świetne piosenki.

Rafał Chojnacki

Żywiołak „Nowa Ex-Tradycja”

Żywiołak to kapela nietypowa na polskiej scenie. Nic dziwnego, tworzą ją mrowiem muzycy, którzy szlifowali swoje muzyczne umiejętności w Kapeli ze Wsi Warszawa, grupach ich troLe (Robert Jaworski) i Open Folk (Robert Wasilewski).
Sami swoją muzykę nazywają bio metalem, ale w rzeczywistości jest to konglomerat różnych wpływów, mieszczących w sobie elementy folku, różnych odmian rocka, metalu czy muzyki dawnej.
Kiedy męskie i żeńskie wokale pojawiają się razem, tworzy to pełen dynamizmu plan muzyczny. Również instrumenty potęgują wrażenie niesamowitości. Nic dziwnego, że muzykę Żywiołaka określa się jako mroczną. Kwintesencją tego brzmienia jest „Oko Dybuka”, autorska kompozycja Wasilewskiego. To chyba najbardziej znany utwór tej formacji.
Pierwszy pełnowartościowy album Żywiołaka (poprzedzony EP-ką „Muzyka Psychodelicznej Świtezianki”) to album pokazujący wszystko co zespół ma najlepszego w swoim repertuarze. Transowe utwory, takie jak „Oj a na Jana Kupała”, „Latawce”, „Ballada o głupim Wiesławie” towarzyszą tu artystycznym, nieco teatralnym kompozycjom, w stylu „Wojownika”, „Czarodzielnicy”, „Oka Dybuka”, „Psychoteki”, a jednak wszystko brzmi spójnie i przejrzyście. Nie brakuje też bardziej bezpośrednich odwołań do muzyki dawnej („Epopeja wandalska”) i ludowej („Wiły”, „Oj Ty Petre Petre”, „Ballada o głupim Wiesławie” czy „Femina”).
Praktycznie cała twórczość Żywiołaka ociera się o tematy pogańsko-ludowe. Udało się jednak uniknąć śmiesznego napuszenia tekstów, które często psuje odbiór muzyki zespołów z kręgu tzw. pogańskiego metalu. Przy tej muzyce to o wiele ważniejsze, bo w odróżnieniu od płyt metalowych zapiewajłów na albumie Żywiołaka bardzo wyraźnie słychać teksty. Z resztą Iza Byra i Anna Piotrowska doskonale radzą sobie na tej płycie z wokalami. Są czytelne, a przy tym bardzo różne od siebie.
Jak zwykle w takim przypadku warto mieć nadzieję, że doczekamy wkrótce kolejnej płyty Żywiołaka. Mieli czas na zrobienie czegoś nowego, bo od momentu wydania
„Nowej Ex-Tradycji” do czasu opublikowania tej recenzji minęły dwa lata. Póki co mamy już na rynku płytkę innego projektu Roberta Jaworskiego (Roberto Delira & Kompany), to jednak nie to samo. Czekam na Żywiołaka.

Rafał Chojnacki

Page 31 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén