Page 26 of 285

Fairport Convention „Festival Bell”

To już 45 lat na scenie. Mało która grupa dała radę tyle czasu trzymać tak wysoki poziom, jak klasycy brytyjskiego folk-rocka. Zdarzały im się wprawdzie gorsze momenty, ale od kilku lat nagrywają równe płyty i grają fenomenalne koncerty.
Album „Festival Bell” przynosi trochę nowych piosenek, oraz odświeża coś starszego. To typowa recepta na album, którą muzycy Fairport Convention wykorzystują od dawna. Poprzednia płyta studyjna ukazała się w 2007 roku, nazbierało się więc utworów, które warto pokazać. W przypadku takich perełek nie da się nie opisać ich po kolei, ponieważ każdy utwór zasługuje na uwagę.
Otwierający album utwór „Mercy Bay”, to piosenka, którą napisał Chris Leslie, muzyk od 15 lat występujący w Fairport Convention, a więc w sumie… najmłodszy w grupie (jest jeszcze co prawda perkusista Gerry Conway, który na stałe wszedł do zespołu rok później, ale w kręgach związanych z FC kręci się od 1970 roku, kiedy to rozpoczął współpracę z Steeleye Span). To ciekawa piosenka, bo ma w sobie coś elektryzującego, choć melodia płynie wolno i dostojnie. Kojarzy się z przebojami w stylu „Red and Gold”, ale nie jest aż tak pompatyczna, choć podobnie jak w tamtym przypadku śpiewa ją Simon Nicol. Ciekawe, że kolejna kompozycja, która wyszło spod pióra Chrisa jest całkiem odmienna, melodią nawiązuje do amerykańskiego folku, wtrącono do niej jedynie nawiązujący do wyspiarskiej ludowości motyw instrumentalny. Inne brzmienie związane jest również z tym, że w tym utworze w roli wokalisty występuje sam autor.
Drugi z grających na skrzypcach i innych instrumentach strunowych muzyków FC, Ric Sanders, jest autorem instrumentalnej kompozycji „Danny Jack`s Chase”, w której słychać wyraźne nawiązania do stylu zespołu z lat osiemdziesiątych. Z drugiej strony mimo unowocześnionego brzmienia nie da się powiedzieć że grupa ta zmieniła swoją stylistykę tak bardzo, choć może Sanders nieco przesadził z wykorzystaniem efektów do skrzypiec. Z drugiej strony takie granie uskuteczniał już choćby w instrumentalnej wiązance nagranej z FC w 1985 roku na płycie „Gladys` Leap”. Druga część tej kompozycji, „Danny Jack`s Reward”, to przedostatni utwór na płycie. Obie części świetnie się uzupełniają, nadając albumowi typowo fairportowego szlifu.
Piosenka „Reunion Hill”, to pierwszy cover na tej płycie. Trzeba przyznać, że FC ma dobrą rękę do cudzych kompozycji. Tą napisał Richard Shindell, amerykański folksinger mieszkający w Argentynie. Kilka lat temu znalazła się ona na płycie samej Joan Baez. To bardzo dobry utwór, może nie wyróżniający się za bardzo, ale pasujący do płyty jak ulał.
„Wouldn`t Say No”, to kolejny utwór Chrisa, śpiewany przez niego samego. Jest w nim zarówno coś z amerykańskiego grania, jak i z beatlesowskich (czy może raczej mccartney`owskich) harmonii.
Napisana przez klasyka angielskiego folku, Ralpha McTella, piosenka „Around The Wild Cape Horn”, przez lata leżała w jego archiwum, podczas gdy jego koledzy z FC grywali ją już pod koniec lat osiemdziesiątych. W autorskim wydaniu ukazała się dopiero w 2005 roku.
Rozkołysana piosenka „Celtic Moon”, to utwór autorstwa małżeństwa Marka i Carolyn Evans. Niezły, ale trochę mniej pasujący do tej płyty. Z drugiej jednak strony jeśli weźmiemy pod uwagę, kolejną kompozycję, czyli „Ukulele Central”, którą napisali wspólnie Chris Leslie i Ric Sanders i w której na tytułowym ukulele gra Frank Skinner, to nagle okaże się, że w porównaniu z tą piosenką „Celtic Moon” to idealna piosenka dla Fairport Convention. Faktem jest, że muzyków tej formacji ciągnie czasem do dziwnych utworów w stylu starych dansingów na wsi, ale do mnie to nie przemawia, nawet jako żart muzyczny.
Na szczęście piosenka „Albert and Ted”, którą Sanders napisał z Dave`m Peggiem, to już tradycyjne instrumentalne granie w stylu tej grupy.
W „Darkside Wood”, którego autorka jest związana przez lata z The Albion Band i występująca również z Fairport Convention Chris While, śpiewa ponownie Chris Leslie. Chris, która na koncercie, podczas którego wykonano w całości album „Liege & Lief” z 1969 roku (miało to miejsce na festiwalu w Cropredy w 2007 roku) zastąpiła Sandy Denny, napisała piosenkę, w której pewnie Sandy świetnie by się czuła. Chris w takiej „kobiecej” piosence też brzmi nieźle, co jest nieco niepokojące…
Połaczenie piosenki „London Apprentice” Ralpha McTella z melodią „Johnny Ginears” Rica Sandersa, to świetny pomysł. Jeśli dodamy do tego głęboki głos Simona Nicola, pojawia się kolejny potencjalny evergreen w repertuarze FC.
„Rising For The Moon”, to piosenka, o której napisano już chyba wszystko. Absolutny klasyk, tym razem jest śpiewany przez Chrisa, co jest pewnie głównym powodem ponownego umieszczenia go na płycie.
Na koniec otrzymujemy jeszcze jedną jego piosenkę, tytułowy utwór „Festival Bell”, o dzwonie, który co roku oznajmia rozpoczęcie Fairport Cropredy Festival. To świetna piosenka i również ma szansę stać się hitem, zwłaszcza festiwalowym.
Gdyby podsumowywać plusy i minusy na tej płycie, to największym plusem jest fakt, ze to kolejna bardzo dobra płyta tej zasłużonej grupy. Minusem jest ustąpienie przez Simona Nicola pola młodszemu koledze. Dotyczy to zarówno kompozycji, jaki i miejsca przy mikrofonie. Wokal Nicola jest dla mnie klasycznym elementem brzmienia Fairport Convention. Mam nadzieję, ze stopniowe odstępowanie miejsca Chrisowi nie oznacza, że Simon będzie chciał wkrótce zrezygnować z grania. Z drugiej strony… to już 46 lat na scenie, Simon debiutował bowiem w 1966 roku w założonym przez Ashleya Hutchingsa zespole Electric Shuffle Orchestra, który z czasem (początkowo bez Nicola w składzie) przerodził się w Fairport Convention. Wiele jednak wskazuje, że jego koledzy z tamtych czasów, tacy jak Richard Thompson czy właśnie Hutchings nie składają broni. Może więc to tylko moje złudzenie i będziemy mogli słuchać Simona jeszcze przez długie lata.

Rafał Chojnacki

Cathy Jordan „All the Way Home”

Był taki czas, kiedy popularna w całej Europie irlandzka grupa Dervish uchodziła w Polsce za synonim nowoczesnego grania akustycznej muzyki celtyckiej. Mimo że Dervish w ostatnich latach ucichł, mamy jednak czym nacieszyć uszy. Oto bowiem pojawił się solowy album Cathy Jordan, wokalistki tej grupy.
Zaczynając od nastrojowej i oszczędnie zaaranżowanej ballady rebelianckiej „The Bold Fenian Men”, przez autorskie kompozycje Cathy i jej przyjaciół („The Road I Go”, „The River Field Waltz”, „In Curraghroe”, „All the Way Home”) i tradycyjne melodie i pieśni dochodzimy do tytułowego utworu, który niczym klamrą zamyka album. Dominują tu nieco spokojniejsze niż w przypadku Dervisha rytmy, jednak muzyka ma w sobie ten sam pierwiastek, który zachwycał w przypadku produkcji starego zespołu Cathy.
Ciekawie prezentuje się zestaw gości na tej płycie. W studio razem z wokalistką znaleźli się m.in. Andy Irvine, Liam Kelly, Eddi Reader i Gustaf Ljunggren. Już choćby ich udział powinien nakłonić miłośników tradycyjnej i improwizowanej muzyki do kontaktu z tą płytą.

Rafał Chojnacki

Yejku

Zespół Yejku to folk wesoły i radosny, tak jak dwie siostry, które tworzą człon zespołu. Marzena (śpiew i gra na skrzypcach) i Alicja (śpiew) od wielu lat związane z zespołami ludowymi zapragnęły stworzyć własny projekt muzyczny: zespoł nowoczesny, ale zarazem mocno zakorzeniony w rodzimej kulturze.

W skład zespołu oprócz sióstr wchodzą Jan Swoboda – grający na gitarze elektrycznej, Erwin Rudy wspierający grupę basem, akordeonista Adam Niesobski a także perkusista Adam Leon Jendrzyk. W maju 2012 roku ujrzała światło dzienne debiutancka płyta Yejku o tytule „Etno-miasto” na której znajduje się 11 autorskich piosenek oraz jeden cover „Oj chmielu chmielu” w całości nagrany podczas koncertu w Chorzowskim Centrum Kultury w październiku 2011 roku.

Zespół koncertuje, a także kręci teledyski. We wrześniu 2011 roku teledysk do piosenki „Takie nasze kochanie” został zrealizowany w starej Walcowni Cynku w Szopienicach. Teledysk do piosenki „Córuś ty musisz” prawie w całości nakręcony został w Chinach.

Więcej o zespole na stronie internetowej zespołu.

Materiał własny zespołu

Alter Etno

Alter Etno to projekt muzyczny zainspirowany elementami etniczności i współczesności. Zespołu nie można wpisać w konkretne ramy muzyczne, gdyż jego motto brzmi „zaadaptować obcość”, bo to ona inspiruje.
Członkowie zespołu czerpią inspiracje z rejonów Irlandii, Szkocji, Hiszpanii, Bałkanów a także z polskiego folku. Tradycyjna muzyka tych krajów stała się impulsem do tworzenia czegoś innego a jednocześnie osobistego. W repertuarze Alter Etno spotykamy zarówno wokalną jak i instrumentalną muzykę etno-folk, a wyjątkowy klimat koncertów zespołu tworzy wyśmienita ekipa ludzi w których mieszka muzyka! Laureaci I nagrody V Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Artystycznej (FOPA) 2012 w Ślesinie a także wyróznienia na XXI Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Ludowej Mikołajki Folkowe 2011 w Lublinie.

MIRUNA CHYPŚ – śpiew
ELŻBIETA DROZDOWSKA – flety
JAKUB FIEBIG – altówka
KATARZYNA GARNCAREK – gitara, fortepian
WOJCIECH GUMIŃSKI – kontrabas
MONIKA SZULIŃSKA – perkusjonalia

kontakt:: 604 188 842
mail: kahagarnc@o2.pl

Materiał własny zespołu

Ane Brun „Spending Time With Morgan”

Słuchanie albumu „Spending Time With Morgan”, to sympatyczna podroż do początków wieku, kiedy to Ane Brun stawiała pierwsze kroki na norweskiej scenie. Od tego czasu folkowców spod znaku podgatunku „singer/songwriter” pojawiło się całe mrowie, sporą ich część stanowią śpiewające panie. Jednak niewiele z nich jest dziś tak znanych, jak Ane Brun.
Jeszcze przed nagraniem debiutanckiego krążka „Spending Time With Morgan” Ane była profesjonalną wokalistką. Można jej było słuchać między innymi w chórkach w nagraniach grupy A-ha. Z reszta z roli wokalistki wspierającej nigdy nie zrezygnowała, co udowadnia jej niedawna współpraca z Peterem Gabrielem.
Tymczasem album „Spending Time With Morgan”, to jej krok w dorosłość, odważny i mądry jednocześnie.
Folkowa gitara otwierająca „Humming one of your songs” i cała atmosfera tej piosenki, to jeszcze klimat rodem z nagrań Tracy Chapman. Jednak słychać już, że głos wokalistki jest bardziej europejski, wibruje w zupełnie iny sposób, snuje się, jakby niósł się po zaułkach osnutego mrokiem miasta. Mimo że najbardziej znane piosenki z tej płyty, to „Are They Saying Goodbye”, „Humming One of Your Songs” i „I Shot My Heart”, które w Norwegii ukazały się na singlach, to ja osobiście za kwintesencję wczesnego okresu twórczości Ane uznałbym raczej nastrojową wycieczkę do Szwecji w piosence „Sleeping by the Fyris River”, lekko kołyszącą się na wokalnych, pełnych feelingu falach.
Dziś Ane jest już o wiele bardziej pewną siebie i dojrzałą artystką, jednak w jej piosenkach nie ma już drzemiącej w debiucie naiwności, która sprawia, że tak chętnie wraca się do tej płyty.

Rafał Chojnacki

Lia Fáil

Zespół Lia Fáil powstał na początku 2008 roku, zaś w obecnym składzie gra od marca 2011 r. Inspiratorką powstania grupy była Ania Bielecka, absolwentka Wydziału Artystycznego UMCS w Lublinie, flecistka, pianistka, wokalistka i kompozytorka, znana szczególnie miłośnikom szant i pieśni żeglarskich, z nieistniejącej już, lubelskiej kapeli Samhain. Obecnie pracuje przy kilku projektach muzycznych, m. in. z Mariuszem Migałką (Mr. Hyde) współtworzy formację Circle of Bards, prowadzi też kilka chórów młodzieżowych i grup wokalnych. Na skrzypcach wspiera ją utalentowana absolwentka Gdańskiej Akademii Muzycznej, Kasia Józefczuk, uczestniczka kursów mistrzowskich w kraju i za granicą. W sekcji rytmicznej znajdziemy Kamila Banacha, absolwenta Szkoły Muzycznej I i II stopnia im. T. Szeligowskiego w klasie perkusji, stale współpracującego z Filharmonią Lubelską oraz Teatrem Muzycznym. Obok niego jedyny samouk w grupie, basista i wokalista w jednym, Marcin Kawalec – niegdyś podpora zespołów Rain, Bujana Grupa Majowa oraz Na Opak (laureat festiwalu Fama 2001). Aby ten muzyczny tygiel był kompletny, w marcu 2011 roku zespół zaprosił do współpracy Michała Lewartowicza – dyplomanta Policealnego Studium Jazzu im. Henryka Majewskiego w Warszawie, laureata nagrody indywidualnej dla najlepszego instrumentalisty na festiwalu VI Europejskie Integracje Muzyczne 2010.
Dzięki tak różnorodnemu podejściu do muzyki grupie udało się wypracować własne, oryginalne brzmienie. Choć korzenie wykonywanych utworów sięgają przede wszystkim do tradycji krain celtyckich – Irlandii, Szkocji, Walii, Bretanii, to cały czas szukają, wędrując przez różne gatunki muzyczne i różne kultury. Aranżacje tworzone są wspólnie, z wykorzystaniem z indywidualnych doświadczeń każdego członka zespołu. Jak sami mówią – starają się w żaden sposób nie ograniczać swej inwencji. Dzięki temu w macierzystym Lublinie Lia Fáil ma już całkiem sporą rzeszę wiernych fanów. Dwukrotnie koncertowali na antenie studenckiego Radia Centrum, w ramach audycji „HelloFolks!”, prowadzonej przez Marcina Puszkę, zaś jeden z utworów z ich debiutanckiej EPki był emitowany przez największą lubelską stację radiową, czyli Radio Lublin. Pojawiają się też w kilku rozgłośniach internetowych, takich jak celtica.fm czy Radio Świdnik. Wystąpili również na kilku festiwalach, nie tylko folkowych (np. „Mikołajki Folkowe”, „HelloFolks!”), ale też piosenki turystycznej czy poezji śpiewanej, zdobywając m. in. wyróżnienia na „Jesieni z Poezją 2009”, „Bakcynaliach 2009”. Zespół zdobył też pierwsze miejsce na EKO Festiwalu 2011 w Józefowie na Roztoczu oraz Grand Prix III edycji poznańskiego „Dragon Folk Fest” 2012. W tym samym roku zostali zaproszeni na jedną z najważniejszych imprez o tematyce celtyckiej w Skandynawii – Öland Celtic Irish Music Festival 2012 w Szwecji.
Lia Fáil wciąż rozwija swoje zainteresowania muzyczne, pracując nad materiałem na kolejne wydawnictwa. Świeżość i energia, płynące z ich muzyki, zjednują im zarówno miłośników celtyckich klimatów, jak i ludzi niezwiązanych z folkową sceną, zaś koncerty zespołu, zawsze znakomicie odbierane przez publiczność, są muzyczną podróżą między irlandzkimi pubami aż do krainy celtyckich legend i baśni.

Materiał własny zespołu

Tundra „Anekumena”

Dawid Adrjanczyk i Krzysztof Joczyn, to muzycy eksperymentujący, tworzący muzykę na bazie etnologicznych poszukiwań. Ich wspólny projekt, zatytułowany Tundra, prowadzi nas do świata dźwięków inspirowanych mroźnym klimatem północy. Obok generowanych elektronicznie dźwięków, sampli i fragmentów mówionych, mamy tu przestrzenne brzmienia fletów, malujące piękne i groźne pejzaże.
Kompozycja „Krzyki drzew” rzeczywiście rozbrzmiewa brzmieniami, które mogą kojarzyć się z rozdzierającym lamentem. „Myszy harcują we wrzosach”, to o wiele krótszy i skromniejszy w formie utwór, mający jednak w sobie coś z muzyki dawnej. Ten tradycyjny wątek, wyczuwalny podskórnie w prezentowanych dźwiękach powraca w „Podróży”, której niepokojący wstęp przeradza się w narastające poczucie obcowania z bezkresem. Dopiero końcowe wyciszenie uspokaja słuchacza i sprowadza na właściwą drogę.
Mimo że muzyka projektu Tundra zawarta na płycie „Anekumena”, to zaledwie trzy utwory, całość trwa jednak nieco ponad 20 minut i pozwala zorientować się o co mniej więcej w tym projekcie chodzi. Gdańscy muzycy nie tylko eksperymentują, ale mają również dość klarowną wizję tego, co chcą osiągnąć. Największym atutem muzyki prezentowanej na płycie projektu Tundra jest ogromny potencjał tej muzyki, rozpalającej wyobraźnię i zapraszającej do podróży w nieznane. Muzycy są jednak dobrymi przewodnikami, pozwalają nam więc wrócić po tych 20 minutach. Możemy poczuć, że jesteśmy bogatsi o interesujące, niecodzienne przeżycie.

Rafał Chojnacki

Volk Folk „U prvega”

Bywalcy festiwali folkowych mogą pamiętać tą grupę z Festiwalu Folkowego EBU (Europejskiej Unii Radiowej) w Gdańsku w 2005 roku.
Słoweńska grupa Volk Folk, to rodzinny band, który tworzą Gregor, Nina i Romeo Volk. Grupa należy do silnego w swoim kraju nurtu skupiającego się na rekonstrukcji dawnych brzmień i odgrzebywaniu melodii i pieśni zapomnianych już i przysypanych piaskami czasu.
Na płycie zatytułowanej „U prvega” otrzymujemy zarówno dziarskie tańce („Vrbiška polka”, „Prešičji marš”, „Polka”), łapiące za serce pieśni („Oj, kje je deželica”, „Rožmarin se m` je posušil”, „V Ljubljanco pridem čez goro”, „Ni ga lepšga mesca v letu”) jak i spokojne, miłe dla ucha melodie („Eno drevce mi je zraslo” i obie melodie „Štajeriš”, co na polski pewnie przekłada się jako sztajery).
Tradycyjny repertuar, który wypełnia tą płytę, to doskonały przykład na to jak można opracować ludowe melodie i pieśni, nie zatracając przy tym indywidualnego charakteru i własnego brzmienia. Aranżacje kolejnych utworów, choć zblizone do ludowego pierwowzoru, noszą jednak piętno zespołowego grania, a kolejne melodie zdają się być częściami jednej, ciągłej opowieści. To historia, która zmusi czasem do uśmiechu, a innym razem potrafi zakręcić łzę w oku. Muzyka grupy Volk Folk ma bowiem w sobie zarówno sporą dozę artystycznego ładunku, jak i elementy nacechowane emocjonalnie, ktore zmuszają do tego by przeżywać muzykę.
W moim osobistym odczuciu największą wartością są tu pieśni. Piękne, śpiewane na trzy głosy, potrafiące przemówić nawet do kogoś, kto z języka słoweńskiego jest w stanie zrozumieć jedynie poszczególne słowa.

Rafał Chojnacki

Babsztyl „Stoji łoset kele drogi”

Jakiś czas temu na podobnych zasadach swoją debiutancką płytę wydała grupa Hoboud. Warmijskie teksty i współczesna muzyka oparta o folkowe korzenie. W przypadku Hobouda były to o wiele bardziej mroczne dźwięki. Babsztyl serwuje nam folk nawiązujący brzmieniowo raczej do brytyjskich i amerykańskich folk-rockowców. Słychać tu akustyczne gitary, skrzypce i świetne wokale.
Same piosenki są w dużej mierze bardzo „babsztylowe”. Sporo w nich pozytywnej energii, do jakiej Zbigniew Hoffman i Cezary Makiewicz przyzwyczaili nas już dawno temu. Nie zabrakło też świetnych ballad.
Do najciekawszych utworów można zaliczyć przede wszystkim: „Stoi oset koło drogi”, „Siadaj, siadaj, śliczne kochanie” i piękna ballada „Na Stawigudzkim polu”, która byłaby ozdobą każdego folk-rockowego składu, of Fairport Convention po Cechomor.
Nie tylko warmińska gwar łączy ten album z płytą Hobouda. Wśród licznych gości na płycie Babsztyla zagrał na mandolinie Marcin Rumiński, jedna z głównych postaci w historii Hobouda.
Minęło już trochę czasu od premiery tego albumu i muszę przyznać, że trochę jestem zaskoczony stosunkowo niewielkim jego powodzeniem na scenie folkowej. Czy rzeczywiście nazwa grupy Babsztyl tak bardzo skojarzyła się z polską sceną country, że folkowcy programowo ją omijają? Gdyby tak było, byłby to wielki wstyd. Dla folkowców.

Rafał Chojnacki

Folque „Vardøger”

Norweski zespół Folque nie bez powodu bywał określany skandynawskim odpowiednikiem Fairport Convention. Rzeczywiście muzyka tej grupy, choć oparta na nordyckich korzeniach nosi na sobie piętno, którego czas nie jest w stanie zatrzeć.
Album „Vardøger” nagrany w 1976 roku, to doskonały przykład najlepszego okresu w dziejach tego zespołu. To trzecia płyta, muzycy doskonale wiedzą jużczego chcą.
Więksozść partii wokalnych spoczywa na markach Lisy Helljesen. Jej głos kojarzyć się może nieco z Maddy Prior, znanej przede wsyzstkim jako wokalistka złotego składu grupy Steeleye Span.
Nie bez powodu w opiniach o tej grupie pojawiająsię wyłacznie nazwy składów brytyjskich. Tak jak Folque właściwie nikt w Skandynawii nie grał.
W niektórych utworach, takich jak „Æ`kje gutane” i „Gjevrevalsen”, Folque odchodzi od folk-rockowego grania, zbliżając się bardziej do tradycyjnych brzmień. Nawet jeśli pojawia się perkusja, to brzmi raczej jak w weselnej kapeli, niż w w rasowym rockowym składzie. Tego typu ukłon był zapewne w tamtym czasie próbą zjednania sobie bardziej tradycyjnie nastawionej części publiczności, jednak z perspektywy lat piosenki te nieco drażnią.

Rafał Chojnacki

Page 26 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén