Page 42 of 285

Masterless Men „Ode to Age”

Kanadyjska grupa Masterless Men, to kapela próbująca kojarzyć muzykę celtycką z nurtem maritime folk. Jest to więc coś, co wielu miłośnikom takiego grania w Polsce powinno się podobać. Ciekawostką jest fakt, że kiedy nagrywali tą płytę nazywali się Colcannon, ale po odkryciu, że na antypodach występuje już grupa folkowa o identycznej nazwie, zmienili swoją na Masterless Men. Jednak gwoli kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że płyta ta ukazała się początkowo pod starym szyldem zespołu.
Kanadyjski kwartet brzmi dość klasycznie, w sumie podobnie do innych kapel z Nowej Funlandii, które prezentują muzykę zbliżoną do tego, co znamy z utworów choćby The Dubliners, nieco tylko współcześniej brzmiącą. Kiedy jednak śpiewają „The Leaving of Nancy”, „Botany Bay”, „The Leprechaun” czy „The Boys of the Old Brigade”, trudno nie porównywać ich do słynnej irlandzkiej grupy. Inne ciekawe klasyki w wykonaniu Kanadyjczyków, to niewątpliwie „The Mingulay Boat Song” i „Nancy Spain”.
Warto jednak posłuchać również (a może przede wszystkim!) mniej znanego repertuaru. Doskonały „Portland Town”, całkiem nieźle brzmiący „Silver Sea” czy piękna ballada „There Were Roses”, to tylko wierzchołek góry lodowej. Równie dobre są „The Boston Rose” i „An Ode To Age”.
Właściwie nie ma tu słabych utworów, są tylko mniej lub bardziej znane. Znaczy to, że warto poszukać nagrań grupy Masterless Men. Mam nadzieję, że uda mi się wkrótce napisać o innych ich płytach.

Taclem

Malicorne „Quintessence”

Malicorne to zespół, którego muzyka obrosła już legendą. Kompilacyjny charakter albumu „Quintessence” w dużej mierze oddaje złożoną różnorodność charakteru tego zespołu.
Otwierający płytę „Martin” łączy typowe dla Malicorne śpiewy z folk-rockową sekcją. W podobnym klimacie zagrane są „Landry” i „Couche Tard, Leve Matin”.
Taneczną muzykę folkową reprezentują tu „Branle De La Haie”, „Bouree”, „J’ai Vu Le Loup, Le Renard Et La Belette” i „Bacchu Ber”
Ciekawie aranżowane pieśni o nieco mroczniejszym klimacie, najbardzej typowe dla pierwszych płyt Malicorne, to przede wszystkim: „Le Mariage Anglais”, „Dame Lombarde”, „Les Tristes Noces” i piękna „Marions Les Rosés”. Choćby dla ostatniej z tych pieśni wart poznać Malicorne.
Oryginalnie płyta ta ukazała się na vinylu w 1977 roku, jednak od czasu do czasu pokazują się jej kompaktowe reedycje. Ostatnia ukazała się w 2005 roku, niewątpliwie warto jej poszukać w sklepach.

Taclem

Maddy Prior „Arthur The King”

Legendy o królu Arturze to wdzięczny temat dla literatów, twórców filmowych, komiksowych, również dla muzyków i kompozytorów. Tym razem swoją wizję przedstawia nam Maddy Prior, swego czasu podpora grupy Steeleye Span. Jeśli jednak jesteście miłośnikami albumów tej formacji, to album „Arthur The King” może Was nieco zaskoczyć. Sporo tu bowiem rozmaitych wpływów nie mających nic wspólnego z folk-rockowym graniem.
Wraz z Nickiem Hollandem i Troy`em Donockley`em, którzy byli jej producentami i muzykami sesyjnymi, skomponowała utwory nawiązujące czasem do rockowego klimatu, jednak innym razem odwołujące się raczej do mistycznych brzmień Clannadu czy Enyi. Słyszymy tu też rozmaite instrumenty. Z jednej strony są to: uillean pipes, low whistle i tin whistle, z drugiej zaś fortepian, instrumenty klawiszowe i perkusja.
Nie zabrakło tu świetnej wersji „Reynardine”, po który to utwór sięgały już chyba wszystkie znane wokalistki folkowe na Wyspach.
Czy opowiedziana tu historia, to średniowieczny romans czy celtycka legenda? Maddy nie daje odpowiedzi na to pytanie, ale zostawia nam do przesłuchania świetną płytę, co niewątpliwe i tek czyni jej starania ciekawym głosem we współczesnej dyskusji nad arturiańskimi opowieściami.

Rafał Chojnacki

MacTalla Mór „Piping Hot”

Od czasu gdy usłyszałem płyty sygnowane przed Afro Celt Sound System, już niewiele w świecie muzyki celtyckiej jest w stanie mnie zdziwić. Pewnie dlatego otwierająca album kanadyjskiej grupy MacTalla Mór kompozycja „Itchy Fingers” nie powaliła mnie od razu na kolana soczystym połączeniem szkockich dud z muzyką calypso. Nie zmienia to faktu, że przy takiej muzyce uśmiech nie schodzi z twarzy.
Kolejne kompozycje przynoszą szaleńczy zestaw świetnie zaaranżowanych utworów spod znaku „pipes rock”. Od razu jest czytelne, że bez względu na inne nawiązania muzyczne (jazz, blues, rock, soul) to dudy świadczą o sile muzyki MacTalla Mór. Być może właśnie dlatego tak zaskoczyła mnie zaśpiewana a capella wersja „A World Turned Upside Down”. Trzeba przyznać, że to świetne wykonanie. Również „The Leaving of Liverpool” potrafi zdziwić. Znamy ta pieśń jako żwawą knajpianą przyśpiewkę, tymczasem tu stała się sentymentalną balladą.
Jedną z najciekawszych kompozycji jest tu utwór „Hellbound Train”, w którym upchnięto wszystkie najważniejsze nastroje z tej płyty. Jest ostro, ‚dudziarsko’, ale też lirycznie.
„Piping Hot” to debiut MacTalla Mór. Od czasu jego wydania nagrali już trzy kolejne, bardziej dojrzałe płyty, ale to właśnie „Piping Hot” uderza różnorodnością i wielorakością interpretacji.

Taclem

Konsumo Respeto „Ahora Que Se Ha Ide El Sol”

Konsumo Respeto proponują nam szalenie melodyjny punk-folk z delikatnymi celtyckimi wstawkami. Tin whistles i dudy stawiają ich w jednym rzędzie z Dropkick Murphys i The Real MacKenzies, jednak między tymi grupami a Konsumo Respeto jest jednak podstawowa różnica. Grupa, która nagrała płytę „Ahora Que Se Ha Ide El Sol” pochodzi z hiszpańskiej miejscowości Alicante, znanej u nas przede wszystkim jako wakacyjny kurort.
Z jednej strony w muzyce Konsumo Respeto słychać celtyckie grupy, mają jednak również typowo hiszpańskie naleciałości. Przede wszystkim śpiewają w swoim języku. Oprócz tego zdarzają im się wstawki z bardzo popularną w tym kraju muzyką ska.
Punkowych inspiracji muzyki Hiszpanów można szukać z jednej strony u zespołów zapatrzonych w kulturę ulicznej rewolucji spod znaku „punk ’77”, z drugiej zaś sporo tu radosnych brzmień nawiązujących do słonecznego kalifornijskiego punka spod znaku wczesnego The Offspring.
Każdy z zawartych tu utworów, to muzyczna bomba. Tyle tu energii, że wystarczyłoby na oświetlenie niewielkiego miasta.

Taclem

Blazin’ Fiddles „Old Style”

Już pierwsze dzięki drugiego albumu Blazin’ Fiddles, zatytułowanego „Old Style” łapią słuchacza ze serce. Taka lekkość to nawet w muzyce celtyckiej prawdziwa rzadkość. W 2002 roku, kiedy płyta ta powstała, można było mówić o prawdziwym objawieniu. Z resztą otwierający album utwór „Bullocks” to doskonała wizytówka całego krążka. Zaczyna się lekko, ale tradycyjnie, by z czasem niemal niezauważalnie podryfować w rejony jazzu i funky.
Zgodnie z tym co głosi nazwa zespołu prawdziwa siła kapeli drzemie w skrzypcach. Słychać to zwłaszcza w momentach w których grupa sięga po utwory inspirowane muzyką z Szetlandów. Tamtejsza tradycja ludowego grania na skrzypcach świetnie sprawdza się w wersji Blazin’ Fiddles.
Największym zaskoczeniem jest tu dla mnie wycieczka do Skandynawii. Piękny „Swedish” kojarzy się z jednej strony z nostalgiczną muzyką spod znaku pop-folkowego Secret Garden, z drugiej jednak strony ma w sobie coś co jest niewątpliwie śladem odciśniętym przez sympatyczną szkocką grupę.
Gazeta „The Scotsman” opisała Blazin’ Fiddles jako „Led Zeppelin muzyki tradycyjnej”. Coś w tym jest. Szkoci mają wyśmienity feeling i nie boja się ambitnych, wielowątkowych kompozycji.

Taclem

Her Pillow „Ha-Roo”

Zestaw mniej i bardziej znanych irlandzkich evergreenów w folk-rockowych aranżacjach proponuje nam włoska grupa Her Pillow. Zaczynają od zaśpiewanego na dwa głosy (damski i męski) „Johnny I Hardly Knew Ye”. Takie rebelianckie klimaty pojawiają się w wielu zawartych tu utworach.
„Tri Coloured Ribbon” to jedna z rzadziej wykonywanych piosenek, choć można ją znaleźć na kilku składankach z piosenkami sławiącymi irlandzkich republikanów. Jest to irlandzka wersja starej angielskiej pieśni, znanej jako „All Around My Hat”. Najbardziej znane wykonanie „Tri Coloured Ribbon” pochodzi z płyt The Wolfe Tones. Włosi pewnie się na nich wzorowali, ale wyszła z tego całkiem nowa jakość, brzmiąca raczej jakby pochodziła z repertuaru The Pogues.
Każdy kto choć raz słyszał Her Pillow natychmiast skojarzy wokal Fabio Magnasciuttiego z głosem Shane’a MacGowana. Jednak nawet z takimi warunkami włoski śpiewak potrafi bardzo ładnie zaśpiewać np. „Molly Malone”. W repertuarze zespołu dominują jednak szybkie piosenki, takie jak „Rare Old Mountain Dew”, „The Lord Of the Dance” czy „On Raglan Road”.
Oprócz piosenek znajdziemy tu kilka utworów instrumentalnych.
Płyta „Ha-Roo” nie jest jakimś przełomowym wydarzeniem w historii folk-rocka (nawet włoskiego), jednak grupa Her Pillow nie ma czego się wstydzić. To solidne granie, szkoda tylko że nagrywając tą płytę nie mieli jeszcze tyle odwagi, co na późniejszym o trzy lata albumie „Drops”. Brakuje tu po prostu autorskich propozycji.

Taclem

Gny „Ærlig Pæl”

Duńska grupa Gny znana jest w naszym kraju głownie miłośnikom folkowych dźwięków opartych o historyczną nutę. Piątka muzyków sięga zarówno po bardzo dawne źródła („Drømdæ mik” z ok. 1300 roku to najstarsza zachowana pieśń duńska), po dorobek klasyczne menuety (pochodzący z XVIII wieku „Hur var du I aftes saa sildig” autorstwa Rasmusa Storma) oraz po własne kompozycje („Vidars Vidder”, „Hr. Peders Slegfred”).
Album rozpoczyna się od świetnej pieśni „Beirblakken”, brzmiącej surowo, lecz niesamowicie. Duża w tym zasługa świetnego wokalu Nanny Barslev-Larsen. Jej wokalne improwizacje nadają muzyce Gny bardzo indywidualny charakter. Wokalizy zdają się czerpać głęboko z tradycyjnej muzyki skandynawskiej, dzięki czemu momentami mamy wrażenie, że przenieśliśmy się do jakiegoś przydrożnego obozowiska, gdzie, przy ogniu kilka osób muzykuje, a nawiedzona śpiewaczka snuje swoje opowieści. Czasem nawet bez użycia słów.
Kolejne kompozycje jedynie dodają płycie uroku. Bez względu na to czy są to utwory szybsze (jak „Rolandskvadet”), wolne ale ekspresyjne („Kæmperne på Dovrefjeld”), po prostu melancholijne („Hr. Peders Slegfred”) czy zbudowane z różnych klimatów („Vidars Vidder”) słychać tu zarówno obycie z tradycyjnym graniem, jak i dbałość o dobre brzmienie i staranną aranżację. Dlatego nie zdziwię się, jeżeli album „Ærlig Pæl” przypadnie do gustu nie tylko fanom dawnych dźwięków i skandynawskiego folku. Zadowoleni z niektórych utworów mogą być też fani tak odległych od siebie grup, jak Kwartet Jorgi czy… Dead Can Dance. Nie ukrywam, że ten drugi zespół przychodzi na myśl głównie w skojarzeniu z niesamowitym wokalem Nanny.

Taclem

Tak Czy Owak „Baśń”

Nagrania z kasety zespołu Tak Czy Owak, to w rzeczywistości repertuar wypracowany przez Macieja Służałę z grupą Krążek. Z przyczyn marketingowych zespół zmienił nazwę w 1994 roku, jednak na koncertach zazwyczaj i tak wspominano starą nazwę, więc w 1989 roku grupa zdecydowała się powrócić do nazwy Krążek. Dlatego też piosenki, których studyjne wersje znajdują się na kasecie „Baśń”, w wersjach koncertowych ukazały się już na płycie sygnowanej przez Krążek.
Utwory, których możemy tu posłuchać, to w większości autorskie ballady Macieja Służały, twórcy wywodzącego się z nurtu harcersko-turystycznego. Jednak mimo że nie brakuje tu piosenek o górach, dolinach i wędrówce, to wszystko udało się zamknąć w bardzo ciekawej formie muzycznej, nawiązującej do dobrych wzorów „contemporary folk”.
Oprócz inspiracji włóczęgowskich, które dają piosenkom wiele przestrzeni, mamy tu nawiązania do tematyki baśniowej („Baśń”, „Czar”, „Czas”), zaś w warstwie muzycznej znajduje się nawet miejsce na melodię pochodzenia celtyckiego („Wiatr i strzyga”).
Maciej Służała w swoich nawiązujących niekiedy do ludowej wrażliwości tekstach zbliża się do poetów doby młodopolskiej, którzy fascynując się prostą formą potrafili stworzyć artystyczne odzwierciedlenie prawdziwych pejzarzy wsi. Jednak wśród inspiracji odnajdziemy też odniesienia do innego śpiewającego poety – Wojciecha Bellona („Requiem dla Majstra Biedy”).
Muzyka taka jak ta nigdy się nie starzeje. Mimo że od wydania tej kasety minęło prawie piętnaście lat, to dziś lepsza mogła by być właściwie tylko realizacja. Same utwory mają w sobie tyle samo magii, jak wówczas gdy powstawały.

Rafał Chojnacki

Fiona J Mackenzie „A Good Suit of Clothes”

Fiona J Mackenzie na swojej drugiej płycie oddaje hołd szkockim emigrantom. Gaelickie i anglojęzyczne pieśni – tradycyjne i bardziej współczesne – brzmią w jej wykonaniu wyjątkowo ciekawie i klimatycznie. Tak jak różne były kierunki szkockiej emigracji, tak i inspiracji na tej płycie jest wiele. Pojawia się muzyka związana z rozmaitymi stronami świata: Nowa Zelandia, Australia, Kanada.
Podobnie różnorodna jest ta płytę pod względem aranżacyjnym. Znajdą tu dla siebie coś zarówno miłośnicy tradycji, jak i nieco bardziej nowoczesnych brzmień. Sporo w tym zasługa zarówno rewelacyjnych wokalistów (śpiewają tu m.in. Darren MacLean, Sineag Macintyre i Cathy Ann MacPhee), jak i świetnych istrumentalistów (Mary Ann Kennedy, Ian Muir, Fraser Fifield, Simone Welsh).

Taclem

Page 42 of 285

Powered by WordPress & Theme by Anders Norén