Płyta ta powstała na nietypowe zamówienie. Zaprzyjaźnieni z artystką fizykoterapeuci poprosili ją o jakieś nagrania, które pomogłyby w ćwiczeniach medytacyjnych i pozwoliły pacjentom zrelaksować się. Wielu z nich używało w tym celu muzyki celtyckiej. Zazwyczaj jednak miały zbyt zróżnicowany klimat, by używać ich w całości, a przełączanie utworów nie wchodziło w grę.
Tak powstała muzyka, którą Laura postanowiła później umieścić na płycie „A Celtic Journey”. Z jednej strony mamy typowe elementy, znane z płyt z muzyką relaksacyjną i new age. Są klawiszowe pasaże i piękne, zwiewne partie fletów. Jest też sporo klimatów celtyckich i to one powodują, że warto tej płyty posłuchać. Irlandzkie dudy, whistle i harfy, to tylko część sukcesu. Laura okazała się też zdolną kompozytorką, tworząc dzięki temu płytę łagodną, po prostu ładną, a z drugiej strony niebanalną.
Do najciekawszych kompozycji zaliczyłbym utwory: „Goddess of the Hunter Moon”, „Heart in Winter” (kojarzący się nieco z muzyką Enyi) i „Song of One”.

Taclem