Debiutancki album folk-rockowej grupy Atalyja, to rejestracja pierwszych wspólnych pomysłów tej ekipy.
W dwa lata po spektakularnym debiucie kapeli na festiwalu Suklegos w Kownie, już jako pełnoprawny zespół, nie projekt, zarejestrowali omawiany tu album.
Wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego: wzięli rockowy skład, kilku muzyków i śpiewaków folkowych, pożenili litewskie pieśni z mocniejszym graniem – i już. Nic bardziej mylnego.
„Atalyja” to bardzo dobry, spójny album z mądrą i przemyślaną muzyką. Powinien się spodobać zarówno tym, którzy oklaskiwali Kulgrindę i Sedulę na koncertach w Polsce (bo są tu śpiewy wielogłosowe), jak i miłośnikom bardziej ambitnej odmiany folk-rocka, zahaczającego czasem o elementy jazzowe. Ciekawostką jest fakt, ze w swych inspiracjach muzycy patrzą nie tylko na zachód (muzyka rockowa), ale również na wschód (brzmienia kojarzące się z Indiami).
Takich płyt mogę słuchać w nieskończoność, są transowe, etniczne, a jednocześnie niebanalne i wciąż potrafią zaskakiwać. Jako, że grupa grywała już w Polsce, warto wybrać, jeśli zobaczycie ich nazwę na plakacie.

Rafał Chojnacki