Pascale Rubens zawitała w tym roku do Polski, jako połowa duetu Musaraigne. Wystąpiła na XXVI Festiwalu Folkowym Europejskiej Unii Radiowej. Jako, że jest to jedna z bardziej wyrazistych postaci na belgijskiej scenie muzyki folkowej, postanowiłem zamienić z nią parę słów. Opowiada o swoich zespołach, scenie w Belgii i pobycie w Polsce. Zapraszam do lektury (Taclem).
Taclem: Powiedz nam proszę jak zaczęła się Twoja przygoda z grą na akordeonie. Ile miałaś wtedy lat?
Pascale Rubens: Zaczęłam grać na akordeonie diatonicznym, gdy miałam 19 lat. Wcześniej byłam skrzypaczką klasyczną, jednak gra na skrzypcach nigdy nie dała mi tyle radości I przyjemności, ile odczuwam gdy gram na akordeonie.
Przez te 10 lat dostałam kilka lekcji, ale uczę się przede wszystkim sama, często dzięki grze z innymi muzykami.
T: Jak doszło do założenia duetu Musaraigne, w którym gra z Tobą Hannes Pouseel?
PR: Zespół Musaraigne powstał w 1998 roku. Tak się złożyło, że wówczas Hannes i ja mieszkaliśmy w tym samym akademiku, a nawet w tym samym pokoju. Pamiętam, że zapytałam Hannesa, czy zagrałby ze mną, żebyśmy mogli usłyszeć jak brzmi połączenie brzmień wiolonczeli i akordeonu diatonicznego. Na początku sami nie traktowaliśmy takiego grania serio, bawiło nas to, no i czerpaliśmy wielką przyjemność z grania.
T: Akordeon i wiolonczela – to niezbyt powszechny zestaw w muzyce folkowej. Do tego gracie głównie współczesne kompozycje. Jak więc nazywacie własną muzyke? Czy to wciąż folk?
PR: Nigdy nie znaleźliśmy dobrego określenia dla naszej muzyki. Ja widzę to jako miks muzyki klasycznej i folku. Kompozycje, które pisze Hannes mają więcej klasycznych wpływów, moje zwykle nawiązują , lub wywodzą się z tradycyjnej francuskiej muzyki tanecznej.
Co prawda większość utworów które gramy jest pisanych przeze mnie, ale to Hannes dodaje do nich ten drugi głos, który jest rozpoznawalnym znakiem brzmienia Musaraigne. Przynajmniej ja tak to widzę.
T: Czy możesz powiedzieć nam coś więcej na temt folku w Belgii? Czy ta muzyka jest u was popularna?
PR: Od jakichś 5-6 lat folk przeżywa w Belgii sporą falę zainteresowania, jest obecnie bardzo popularny. Jednak duża część tego, co się gra, to nie nasza własna muzyka tradycyjna, a wpływy brzmień z Francji, Hiszpanii czy Irlandii. Chodzi na przykład o tematy z Bretanii, czy Galicji. Mamy swoją własną muzykę – flamandzką i walońską – ale nie cieszy się ona zbytnim zainteresowaniem. W ciągu ostatnich lat bardzo modne stały się tzw. “folkbals”, które są rodzajem popularnych imprez folkowych, organizowanych dla różnej publiczności I w różnych miejscach. W miasteczkach uniwersyteckich zaczynają one wypierać zwyczajne studenckie imprezy. Na przykład w Gent odbywa się “folkbal” w którym bierze udział ponad 500 studentów.
T: Z tego, co wiem, współpracujesz również z innymi zespołami. Czy możesz nam coś o nich powiedzieć?
PR: Aktualnie oprócz Musaraigne gram w zespołach Griff i Naragonia. Pierwsza z tych grup, to sześcioosobowy skład z trzema dudziarzami, z których jeden jeszcze śpiewa. Do tego mamy sekcję rytmiczną, którą tworzą gitarzysta z basistą. Jestem jeszcze ja, na akordeonie. Z kolei Naragonia to kolejny duet, tym razem z Toonem Van Mierlo, jeszcze jednym muzykiem, który gra na różnych dudach, saksofonach, oboju, klarnecie, a nawet akordeonie diatonicznym. Muzyka może się nieco kojarzyć z tym, co gramy w Musaraigne, ale Naragonia jest raczej nastawiona na granie do tańca. Gramy na “folkbals” zarówno w Belgii, jak i poza nią. Naragonia to również część mojego życia, w maju 2006 roku Toon zostanie moim mężem. Obie grupy nagrały płyty i powinny one być niedługo dostępne.
T: Jak podobało Ci się w Polsce? Udało Ci się zobaczyć coś interesującego podczas tej wizyty?
PR: Nie widziałam w Gdańsku zbyt wiele i czuję, że wiele straciłam. Jednak Toon i ja planujemy spędzić w Polsce wakacje na rowerach.
T: Co myślisz o tegorocznej edycji Festiwalu EBU? Czy usłyszałaś jakieś wyjątkowo interesujące zespoły?
PR: Uwielbiam takie festiwale, które są spotkaniem muzyków z całego świata. Było bardzo dużo zespołów, nie wszystkie dałam radę zobaczyć. Przywiozłam jednak ze sobą sporo fantastycznej muzyki. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie Joanna Słowińska I grupa San Nin Trio. Miło było znów usłyszeć zespół Oni Wytars. Ich koncert sprzed ośmiu laty z St-Chartier we Francji, to dla mnie niezapomniane wrażenie. Podobał mi się także miks, jaki zaproponowali Trebunie Tutki. Nie przepadam za takimi połączeniami między stylami, ale ten mi się podobał, bo miał w sobie sporo elementów zabawy.
T: Dziękuję za to, że zechciałaś poświęcić nam parę chwil.
PR: Dziękuję za wywiad i chciałabym przy okazji podziękować również organizatorom Festiwalu EBU w Gdańsku.
Dodaj komentarz