Emilia Amper to wschodząca gwiazda skandynawskiego folku. Gra na nyckelharpie i trzeba przyznać że robi to z niezwykłym wyczuciem i wdziękiem. Wcześniej dała się poznać w kilku folkowych grupach, grała też z jazzmanami i rockowcami, wspierała na scenie m.in. Johna Lorda, legendarnego klawiszowca Deep Purple. Ale jej nazwisko na dobrą sprawę po raz pierwszy pojawia się teraz jako osobna marka.
Na płycie sygnowanej swoim nazwiskiem Emilia pokazuje swój charakter. A jest on niełatwy, tak jak niełatwe może być pierwsze obcowanie z tą niezwykle piękną płytą. Ostre, bezkompromisowe brzmienie nyckelharpy, to coś, do czego słuchacz musi przywyknąć. A w tym przypadku na pewno warto.
Zaczyna się surowo, choć już od początku błądzącym na pograniczach dysonansu partiom tego tradycyjnego skandynawskiego instrumentu towarzyszą piękne wokalizy, które kojarzyć się mogą z Dead Can Dance. Oczywiście gdyby Brendan Perry chciał grać na tym diabelskim instrumencie.
Bez względu na to czy Emilia gra tu skoczne szwedzkie tańce czy też śpiewa piękne ballady, jej instrument emituje pełne niepokoju brzmienia, rewelacyjnie oddające nastrój mroźnej północy.
Na płycie pojawiają się gościnnie również inni muzycy, ale ich udział jest dość epizodyczny. Faktem jednak jest, że wzbogacają nieco brzmienie. Johan Hedin gra na drugiej nyckelharpie, Anders Löfberg na wiolonczeli, Dan Svensson, Olle Linder, Helge Andreas Norbakken obsługują na zmianę instrumenty perkusyjne, na dodatek Dan gra jeszcze na gitarze i śpiewa (w), a Olle ogranicza się do dodatkowego wsparcie gitary. Wszystko to muzycy, których Emilia zna z zespołów, z którymi grała wcześniej, takich jak Skaran czy ODE.
Najciekawsze utwory na płycie, to niewątpliwie: „Ut i mörka natten”, „Vals från Valsebo”, „Herr Lager och skön fager” i „Kapad”. Cała płyta warta jest jednak tego, żeby co najmniej kilkanaście razy ją przesłuchać.
Rafał Chojnacki
Dodaj komentarz