Eric Bibb jest synem Leona Bibba, legendarnego czarnoskórego folksingera, który był jednym z tych, dzięki którym powstał pod koniec lat pięćdziesiątych i na początku sześćdziesiątych przesycony bluesem nowy ruch folkowy. Jeżeli dodam, że przyjacielem rodziny był Pete Seeger, wszystko stanie się jasne. W muzyce Erica słychać że dorastał w klimacie sprzyjającym łączeniu różnych amerykańskich brzmień w jeden spójny styl.
Chociaż Eric Bibb mieszka obecnie na stałe w Helsinkach (dzięki temu można go często posłuchać w Europie), jego muzyka wydaje się odporna na północne mrozy. Nadal brzmi ciepło i miło, w dużej mierze dzięki jego miękkiemu bardzo łagodnemu, lecz również świetnie wibrującemu głosowi.
„Jericho Road” to już trzydziesta trzecia płyta w dorobku Erica, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że jego dyskografię otwiera album „Seans the best” z 1972 roku. Sporą część swoich płyt Bibb junior nagrał z zaprzyjaźnionymi muzykami, którzy często widnieją na okładkach jako współautorzy, a nie tylko goście.
O ile kilka poprzednich albumów Erica przyzwyczaiło słuchaczy do ascetycznego, akustycznego brzmienia, na „Jericho Road” mamy do czynienia z bardziej otwartą formułą, gdzie tradycyjnie podany blues i folk mieszają się z elementami jazzu, soulu. Mimo nieco bardziej rozbudowanych aranżacji wciąż jest tu miejsce na interesujące i świetnie wykonane piosenki. Do najciekawszych zaliczyłbym tradycyjny „Drinkin` Gourd” oraz napisane przez Erica samodzielnie lub wspólnie z Glenem Scottem i zaproszonymi gośćmi utwory „Freedom Train”, „Death Row Blues” i „They Know”. Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze składająca się z trzech osobnych piosenek kompozycja „One Day at a Time”, „Now”, „Nanibali”, ktora pokazuje różne oblicza Erica i jego przyjaciół. Zwłaszcza zakończenie, napisane i nagrane z grającym na korze Solo Cissokho brzmi rewelacyjnie.
Trudno powiedzieć, że jest to jakaś wyjątkowa płyta w dyskografii Erica Bibba. Raczej mamy do czynienia z porządnie przygotowanym albumem będącym kolejną cegiełką budującą własną legendę bardzo interesującego wykonawcy. Warto również dodać, że te same piosenki wykonywane na żywo muszą zabrzmieć o wiele ciekawiej. Można się o tym przekonać sięgając po koncertowe płyty, których Eric ma sporo na koncie, lub też wybierając się na jego występ.
W przyszłym roku artysta ten ma zabukowaną serię koncertów z inną czarnoskórą wokalistką kojarzoną z folkiem i bluesem – Ruthie Foster. Bardzo możliwe, że wyjdzie z tego ciekawa płyta.
Wyd. Dixiefrog 2013
Dodaj komentarz