Coś starego, coś nowego i coś norweskiego – to przepis, według którego od lat powstają kolejne studyjne albumy amerykańskiej grupy Tempest. Jako że w moim osobistym rankingu jest to najlepsza tamtejsza grupa grająca celtyckiego rocka, każda ich kolejna płyta sprawia, że z dużą uwagą zasiadam przez głośnikami.

Tym razem zacząłem od wisienki na torcie, jaką zawsze są na płytach Tempestu utwory pochodzące z Norwegii. Lider i wokalista zespołu, Lief Sorbye jest mieszkającym w Stanach Norwegiem, piosenki takie wychodzą mu więc bardzo naturalnie. Wprawdzie „Alle Mann Hadde Fota” to znana piosenka dla dzieci, ale w wersji folk-rockowej nabiera wyjątkowego charakteru.

Otwierająca płytę piosenka „Rantin` Rovin` Robin” (znana choćby z wersji szkockich klasyków z Battlefield Band) mogłaby się z powodzeniem znaleźć na którejś z płyt Fairport Convention. Elegancka, ale nie przekombinowana aranżacja i miły, niski głos Liefa, to atuty, które docenią sympatycy brytyjskich klasyków. Zupełnie inaczej prezentuje się pierwsza z autorskich kompozycji, tytułowa „The Tracks We Leave”, sygnowana przez Sorbye`a i Patricię Reynolds. Ma na w sobie coś patetycznego i mimo anglojęzycznego tekstu kojarzy się nieco ze skandynawskimi klimatami.

Instrumentalna kompozycja „Vagabonds”, napisana przez gitarzystę Grega Jonesa to z kolei przykład na to jak połączyć folk-rockowe granie z elementami rocka progresywnego. Czuć tu, ze palce wręcz wyrywają mu się do solówek. Drugi utwór instrumentalny – „September Jig” Sorbye`a – to również ukłon w kierunku tego samego gatunku, a jednak temat potraktowany jest tu dużo bardziej tradycyjnie.

Zdradzająca wpływy muzyki Jethro Tull melodia „Fog On The Bay”, w ktorej lider gra również na flecie, to połączenie różnych elementów obecnych od lat w muzyce grupy Tempest. Kolejne fragmenty zmieniają nieco nastrój kompozycji. wciąż jednak pozostaje one spójna. Nieco inne brzmienia wnosi z kolei utwór „Ganesh” (spółki Sorbye i Reynolds), w którym w celtycko-rockowe granie wplatają się elementy indyjskie.

Tradycyjny zestaw melodii „The Brown Coffin” to również sposób na pokazanie różnych obliczy zespołu. Jednak tym razem chodzi raczej o operowanie klimatem – od zadumy, przez taneczną zabawę po szaleńczy zjazd rozpędzoną kolejką górską.

W szkockiej „Rattlin’ Roarin’ Willie” otrzymujemy tradycyjną pieśń Roberta Burnsa w rockowym opakowaniu. Muzycy nie napracowali się wprawdzie przy tym utworze za wiele, ale sporo w nim uroku. Za to kończący podstawowy zestaw utworów „The Leitrim Set” to kolejna porcja folk-rockowego grania, w której dokładnie widać że zespół uwielbia aranżacyjne zabawy.

Płytę zamyka bonus w postaci nowej wersji starego klasyka Tempestu. Niezwykły utwór „Surfing To Mecca”, nagrany po raz pierwszy na płycie z 1994 roku został napisany przez ówczesnego gitarzystę Roba Wullenjohna (grającego obecnie w grupie Blue On Green). Niedawno zespół wrócił do niego na koncertach i postanowił odświeżyć również w pamięci słuchaczy.

Z pozoru „The Tracks We Leave” to tylko „kolejna udana płyta”. Tyle tylko że w przypadku zespołów, które się bardzo lubi, wymagania zazwyczaj idą w górę. Grupie Tempest udało się nagrać album, który w pełni mnie satysfakcjonuje, a po dość przeciętnym „Another Dawn” z 2010 roku, wcale nie było to takie oczywiste.

Rafał Chojnacki
Utwory : 1. Rantin` Rovin` Robin 2. The Tracks We Leave 3. Vagabonds 4. September Jig 5. Alle Mann Hadde Fota 6. Fog On The Bay 7. Ganesh 8. The Brown Coffin 9. Rattlin` Roarin` Willie 10. The Leitrim Set 11. Surfing To Mecca (Bonus Track)
Wyd. Magna Carta 2015