Jak przystało na folkowego wyjadacza wzdrygnąłem się w pierwszej chwili, kiedy przesłuchałem po raz pierwszy płytę kapeli nazwanej wdzięcznie Majtki Bosmana. Choć z biografii zespołu wynika, że wywodzą się oni spoza kręgu szeroko pojętej piosenki żeglarskiej, a gatunek ten uprawiają głownie dlatego, że im się spodobał (szczerze mówiąc trudno o lepsza motywację!), to realizując swój debiut popełnili większość błędów charakterystycznych dla kapel z wodniackiego nurtu muzyki folkowej w Polsce.Po pierwsze słychać wyraźnie, że punktem odniesienia dla Majtków Bosmana są kapele z polskiej sceny. Ten chów wsobny jest o tyle przerażający, że ci najlepsi już przecież nawiązują do klasyków, zwykle irlandzkich, amerykańskich lub brytyjskich. Z tej wtórności powstaje coś jak głuchy telefon: niby utwory nowe, ale brzmią jak byśmy je już znali, brak im świeżości. Nawiązania do ludowości są tu więc bardzo pośrednie, na dodatek przefiltrowane przez inne muzyczne fascynacje członków zespołu.

Po drugie teksty. Wprawdzie ratuje je fakt, że wiele z nich jest w rzeczywistości pastiszami (mam nadzieję że zamierzonymi), ale w gruncie rzeczy to chyba najsłabszy element majtkowo-bosmańskiego grania. Strofy w stylu „Fala nad tobą zamknie się / Gdy spoczniesz na dnie” i inne tego rodzaju częstochowskie rymy to na tej płycie standard. Oczywiście najgorsze w tym wszystkim jest to, ze takie teksty zapadają w pamięć i po przesłuchaniu albumu nie chcą się odczepić.

Trzecia sprawa to wokale. Słychać że zespół nasłuchał się na różnych festiwalach zespołów w stylu Ryczących Dwudziestek czy Pereł i Łotrów. Stwierdzili więc, że najwyraźniej właśnie tak trzeba postawiać sobie głosy i na tle okołofolkowego grania prezentują coś tak nienaturalnego, że aż trudno uwierzyć, że sami muzycy nie słyszą jak to brzmi.

Skoro już jesteśmy przy nienaturalności, to pora na czwarty błąd. Cała płyta brzmi dość spójnie. Cóż z tego, skoro realizacja dźwiękowa przypomina co najwyżej demo zarejestrowane na domowym PC. Zarejestrowanym ścieżkom zabrakło najwyraźniej kogoś o odpowiedniej wrażliwości do akustycznego grania, ponieważ jedyne o co zadbano, to odpowiednia dynamika nagrań. Tymczasem wsłuchując się w granie Majtków Bosmana słychać, że można było z tego materiału wykręcić w studio coś fajnego podczas masteringu. Ale zabrakło komuś wyobraźni. Szkoda.

Przy kolejnym podejściu do płyty, kiedy wiedziałem już czego się spodziewać, było już nieco lepiej. Dużo wyraźniej dało się odczuć że muzycy tworzący tę formację to nie lada jajcarze i że sami też nieźle bawią się swoim graniem. Być może również w trakcie koncertów ze sceny sypią się skry, a publiczność w ekstazie nosi ich na rękach. Niestety debiut fonograficzny spaprali. A szkoda, bo nie brakuje tu fajnych piosenek, które (może niekoniecznie w takich aranżacjach) mogłyby zdobyć sporą popularność. A tak… Oczywiście nadal będę zerkał na stronę zespołu, wypatrując informacji o ewentualnych nowych produkcjach, ale niestety, pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz…

Rafał Chojnacki
Utwory : 1. Wiatr niechaj wieje 2. Razem pójdziemy na Horn 3. Wiosłuj 4. Wracam dziś do ciebie 5. Fala Marzeń 6. Majtek na fregacie 7. Lista szanciarzy 8. Ja popłynę w świat 9. Cierpienia bosmana 10. Stary latarnik 11. Pójdziemy na dno 12. Wiej przyjacielu
Wyd. Majtki Bosmana 2014