Po pierwszych dwóch płytach szkockiej grupy Malinky („Last Leaves” z 2000 i „3 Ravens” z 2002 roku), które były dla mnie sporym odkryciem, uznałem jednak, że na trzecim albumie („The Unseen Hours” z 2005) stracili nieco ze swojej świeżości. Pewnie dlatego urwał mi się z nimi kontakt i przegapiłem nie tylko kolejny krążek, ale również przerwę w działalności, jaką w tym czasie zaliczyli. Na szczęście w zeszłym roku wrócili do regularnego koncertowania i nagrali nowy krążek. Na szczęście, ponieważ „Far Better Days” to album świetny.
To muzyka trochę inna niż na początku „malinkowego” grania. Jest spokojnej, niespiesznie, ale za to przepysznie. Lekkie, wysmakowane brzmienie i to, co zawsze było ich domeną – świetne piosenki.
Ktoś napisał kiedyś, że Malinky to najlepszy szkocki zespół od czasów Silly Wizard. Mam wrażenie że nie jest to opinia na wyrost. Na dodatek „Far Better Days” to krążek wyprodukowany perfekcyjnie. Odpowiedzialny za brzmienie Donald Shaw (na co dzień muzyk Capercaillie) wydobył z tej muzyki wszystkie niuanse i detale, dzięki czemu przy każdym kolejnym przesłuchaniu album jeszcze bardziej zyskuje.
Wyd. Malinky Music 2015
Dodaj komentarz