Wiele atramentu z piór wylano nad próbą rozstrzygnięcia fenomenu piosenki żeglarskiej w Polsce. Niektórzy używają terminu „szanty”, inni upierają się przy „morskim folku”. Można by jeszcze pewnie wiele na ten temat napisać, gdyby nie fakt, że wciąż jest to zjawisko, które ewoluuje. Dlatego rozważania genologiczne zostawmy na inną okazję i spróbujmy przyjrzeć się temu co na swojej debiutanckiej płycie proponuje formacja Old Marinners.
Otóż grupa ta proponuje to, co w gruncie rzeczy najciekawsze w tego rodzaju graniu, na dodatek robi to z wdziękiem i sporą wprawą. Tradycyjne tematy, podane w nowych aranżacjach, trochę autorskich utworów i naprawdę dobre teksty – to wszystko wystarczy, by uznać ten album za udaną płytę folkową.
Tradycyjne piosenki, takie jak „Mick Maguire” (“Pod banderą Czarnego Sama”), zdradzają inspiracje kultową grupą The Irish Rovers. Nic więc dziwnego, że Polacy sięgnęli również po autorski utwór jednego z muzyków tego zespołu. Chodzi tu o kompozycję „Bells Over Belfast” („Dziewczyna marynarza”), która w polskiej wersji nie jest już historią bożonarodzeniową, a dialogiem marynarza i dziewczyny.
Wartym uwagi utworem jest również piosenka „Do roboty”, będąca polska trawestacją utworu „March of Cambreadth”, napisanego przez Heather Alexander, ikonę amerykańskiego nurtu muzyki folk, opartego na klimatach rodem z powieści fantasy. W polskim wykonaniu, z głosem Magdaleny Bolechowskiej brzmi to nawet lepiej niż w oryginale.
Sięgając po klasyczna szantę „Hanging Johnny” muzycy Old Marinners napisali nowe tłumaczenie, choć tekst ten był już kilka razy przekładany na polski. Może się to wydawać dziwne, choć z drugiej strony wielu wykonawców anglojęzycznych na przestrzeni wieków również zmieniał teksty, czasem dopisywało nowe, co w praktyce można idealnie odnieść zarówno do nowych przekładów, jak i do sytuacji (w Polsce dość powszechnej) dopisywania nowych słów do już istniejących melodii.
Inny utwór, którego geneza nawiązuje do szant, to „Dzikie gęsi”, w których pobrzmiewają echa starej pieśni „Ranzo Ray”, znanej z bardzo wielu różnych wykonań. Pomysł na aranżację zaczerpnięto z wersji Kate Rusby, która na albumie „Sleepless” z 1999 roku twórczo przełożyła starszą o kilka dekad wersję, zarejestrowaną przez słynnego folkowca i etnomuzykologa A. L. Lloyda.
Autorskie kompozycje, takie jak: „Korsarski bryg” czy „Dzielny ship” to utrzymane w klimacie „folku znikąd” utwory, wpisujące się w to jak w Polsce zwykło się pisać nowe utwory w estetyce morskiej. Historie o piratach, skarbach i przygodach, w których więcej jest fascynacji literaturą przygodową, niż morskiej rzeczywistości, znanej z tradycyjnych folkowych ballad o morzu. Ma to jednak swój urok, wszak cały ruch muzyki marynistycznej opiera się w dużej mierze na takiej dziecięcej fascynacji przygodą. Jeżeli przyjmuje ona tak ciekawe formy, jak w przypadku muzyki Old Marinners, pozostaje się tylko cieszyć.
Wśród autorskich utworów wyróżnia się „Dzielny ship”, ballada wpadająca w ucho, brzmieniem skrzypiec nawiązująca nieco do muzyki spod znaku Blackmore`s Night. Jest więc stylizacja na dawne brzmienia, podana w lekkiej i atrakcyjnej formie.
Ciekawostką, która na płycie „Set Sail” jest niejako normą, stało się wplatanie w piosenki irlandzkich tańców. Nie zawsze są to oczywiste tematy, dlatego urozmaicają one strukturę utworów i sprawiają, że słucha się tego albumu z uwagą.
Wyd. Soliton 2015
Dodaj komentarz