Album tej włoskiej grupy zaczyna się od dźwięków przypominających raczej projekt Afrocelts. Szybko jednak elektronika ustępuje miejsca rockowej gitarze, która od tej pory wiernie sekunduje akordeonowi. Do tego dochodzą wokale i wokalizy w wykonaniu Alessandry Ferri. Tak oto zaczyna się płyta „Colori e Armonie”, która od pierwszego wejrzenia oczarowała mnie wdziekiem i klimatem.
Punktem wyjścia jest tu celtycka muzyka folkowa, jednak włoska grupa z tego źródła czerpie tylko samą stylistykę. Autorami wszystkich kompozycji są członkowie zespołu. Owszem, pojawiają się tu cytaty ze znanych melodii tanecznych, ale to raczej ozdobniki.
Mimo folk-rockowej estetyki sporo na płycie specyficznej dla śródziemnomorskich wykonawców melancholii. Mamy tu do czynienia z naprawdę fajnymi piosenkami, nawet jeśli elementy folkowe w kilku kawałkach pojawiają się tylko sporadycznie, to w niczym nie przeszkadza to w odbiorze płyty.
Czuć, że Hestela wyraźnie wie co chce osiągnąć, mają swoje brzmienie i dzięki nim ponownie przekonałem się o niezwykłości włoskich wykonawców inspirujących się muzyką celtycką.
Rockowej sekcji i odrobinie delikatnej elektroniki towarzyszą tu skrzypce, dudy, harfa i tin whistles. Świetnie brzmią gitarowo-skrzypcowo-akordeonowe motywy inspirowane irlandzkim folkiem w utworach instrumentalnych. Niekiedy jednak głównym instrumentem jest głos Alessandry – największy atut grupy.
Nie chciałbym ich porównywać do innych kapel, bo w swoich utworach są naprawdę oryginalni. Warto pochwalić za to całą grupę. Brzmienie przywodzi niekiedy na myśl klimaty fantasy, nie zdziwiłbym się też, gdyby grupę nazwano art-folkową. Pod tym względem przypominają nasz rodzimy Kontraburger, tyle że środki wyrazu Włochów są zdecydowanie bardziej rockowe.
Mimo że na płycie mamy dziesięć dość długich kompozycji, to czas spędzony z grupą Hestela mija bardzo szybko.

Taclem