Przesympatyczna płyta, a za razem świadectwo tego, czego można dokonać przy pomocy współczesnej techniki. Znakomity kanadyjski szantymen i wykonawca pieśni morskich – Tom Lewis nagrał płytę z polskimi muzykami, bez potrzeby ruszania się z rodzinnej Kanady. Jego partie zarejestrowane były w Calgary, zaś Polacy nagrywali w Szczecinie, Katowicach i w domowym studiu Dariusza Sojki (znanego z grupy Carrantuohill) w Osinach. Taki sposób nagrywania stosuje się na świecie już od jakiegoś czasu, jednak w przypadku płyty polskich folkowców jest to chyba przypadek pierwszy.
Warto zaznaczyć kim są muzycy odpowiedzialny za ten projekt. Aranżerem całości i wykonawcą większości głównych polskich partii wokalnych jest Grzegorz Majewski, znany niegdyś z zespołu Perły i Łotry Szanghaju. Zagrał on też na różnych instrumentach i trzeba przyznać że to głównie jego pomysłom zawdzięczamy tę płytę. Towarzyszą mu koledzy ze szczecińskiego zespołu Qftry.
Na płycie dominuja tradycyjne szanty – pieśni pracy. Silny głos Toma Lewisa prowadzi zazwyczaj zaśpiewy, zaś Polacy odpowiadają za chórki. Należy tu zaznaczyć że tak jak śpiewają szanty przedstawiciele wspomnianych wyzej polskich kapel nie wykonuje się nigdzie na świecie. Chodzi tu o rozkładanie partii wokalnych na głosy różnych wysokości. Robi to rzeczywiście niesamowite wrażenie.
Oprócz szant mamy tu też trochę morskiego folku, choć właściwie zależy to od aranżacji. Tradycyjna „Saltpetre Shanty” podana tu została na folkowo, gościnnie w jej nagraniu udział wzięli Dariusz Sojka (Carrantuohill – uillean pipes), oraz Marcin Rumiński (Shannon – low whistle i bouzouki). Podobny zabieg „umuzykalnienia” szanty spotkał pieśń „Round The Corner, Sally”.
Swoistą ciekawostką jest ballada z folk-opery „The Transports” Petera Bellamy’ego, jednego z ojców współczesnej brytyjskiej muzyki folkowej. Jest to jeden z dość często granych na zachodzie kompozytorów, u nas prawie nieznany.
Przy okazji „Liverpool Judies” proponuję porównać ten utwór z wersją Czterech Refów, znaną jako „Żeglarski los”. Na pewno przyznacie że Refy z dużym pietyzmem oddały klimat oryginału na którym bazował też Tom Lewis.
Do najfajniejszych utworów na pewno można zaliczyć klasyczny „Northwest Passage” Stana Rogers’a, znany u nas z wykonania Smugglersów. Również jedyna w tym zestawie autorska pieśń Lewisa jest już w Polsce znana. „Marchin’ Inland” (Cztery Refy śpiewają ją jako „Wracamy z morza”) to kolejny szantowy przebój tej płyty. Polsko-angielski „One More Day” również fajnie brzmi, kto wie, gdyby wiecej naszych rodaków pracowało na początku XX wieku na jankeskich statkach, być może tak właśnie brzmiałyby te pieśni. Swojądroga patent śpiewania na dwóch szantymenów jest bardzo ciekawy.
Myślę że płytę tą można można traktować jako coś więcej niż tylko ciekawostkę. W mojej kolekcji kanadyjskie wydanie z autografem Toma Lewisa jest prawdziwą ozdobą.
wyd. Self-Propelled Music, 2001
Dodaj komentarz